0
tygrysm 19 stycznia 2014 13:21
Image

I jeszcze jedno zdjęcie korzystając z dobrej pogody:

Image

Prom przed Harbour Bridge też zapozował:

Image

Niestety Słońce schowało się za wieżowcami centralnej dzielnicy biznesowej.

Image

A na The Rocks zapowiadane atrakcje. Na tym stoisku każdy kto czuł się na siłach mógł dołączyć do zespołu i zagrać melodię na jednym z wielu instrumentów:

Image

Niestety dla mnie, reszta jarmarku miała się ku końcowi co nie do końca rozumiem. Organizatorzy zaplanowali tę część obchodów Dnia Australii do godziny 17.00, podczas gdy dużo ludzi wciąż chciało jeść i kupować.

Image

NA koniec dnia przenoszę się do Darling Harbour, gdzie zaplanowano finał obchodów i pokaz pirotechniczny.

Image

Ludzi tu jak mrówek. Przed samym pokazem nie było jak się ruszyć...

Image

Image

... po z resztą też nie. Pokaz był rewelacyjny. Jednak do hostelu dotarłem ponad godzinę po jego zakończeniu, ale tego można się było spodziewać. Dzień bardzo udany! :)

Kolejna część mojej relacji to początek powrotu do Polski...

Pozdrawiam,
tygrysm ;-)Dzień 18 - Przelot British Airways SYD-SIN-LHR

Ostatni dzień w Australii... pora spakować plecak i w drogę na lotnisko. Lot BA16, którym polecę do Londynu zaplanowany jest dzisiaj na godzinę 16.25. Słynna "trasa kangurów" prowadzi do stolicy Wielkiej Brytanii przez Singapur, gdzie Boeing 777-300ER zmuszony jest do tankowania.

Na lotnisko jadę pociągiem, za który płacę nieco ponad 16 AUD. Tam zastaję kompletnie puste stanowiska odpraw BA. British Airways zajął całą stronę wyspy stanowisk odprawy biletowo-bagażowej. Oznaczało to wykorzystanie 9 stanowisk.

Chwilę później mój plecak był już w drodze do Barcelony. Ja z kolei przeszedłem przez odprawę paszportową i kontrolę bezpieczeństwa.

Image

Pierwszy raz musiałem przejść przez okrągłą maszynę skanującą ciało. Na szczęście maszyna ta nie pokuje obrazu ciała pod ubraniem, lecz tylko pokazuje ludzika, który coś ukywa lub nie. Ja byłem "OK" ;-)

Lotnisko w Sydney nic się nie zmieniło w ciągu ostatniego roku...

Image

Ja idę w kierunku znajdującej się nieopodal bramki numer 10, skąd odbywać się będzie boarding na lot do Londynu. Po drodze jeszcze lotnicze widoki:

Image

Image

Pod bramką nie ma jeszcze "mojego" B77W, jednak widać go zaparkowanego gdzieś w oddali obok 747 Thai i Dreamlinera Jetstara. Na szczęście na tym kontynencie praktycznie nie praktykuje się wożenia pasażerów autobusami po płycie lotniska.

Image

Idę jeszcze na ostatnie zakupy. Postanowiłem się skusić na wypróbowanie reklamowanego tu nowozelandzkiego środka 1Above, który ponoć ma zbawienny wpływ na zmieniających strefy czasowe. Wyczytałem w Internecie bardzo pozytywne opinie na jego temat, więc pobawię się w króliczka doświadczalnego. W powyższych buteleczkach znajduje się 100 ml koncentratu minerałów i witamin - głównie z rodziny B. Zawartość buteleczki należy zmieszać z 900 ml wody i pić taką miksturę przez 5 godzin lotu. Ja mam przed sobą prawie dobę w samolotach, więc wyposażyłem się w 4 buteleczki zamkniete w woreczku spełniającym wytyczne kontroli bezpieczeńswa. Koszt "kuracji" 30 AUD.

Image

Tymczasem nasz samolot został przeciągnięty pod bramkę. Polecimy dziś Boeingiem 777-300ER o rejestracji G-STBG, który nie przepracował nawet pół roku.

Image

Boarding rozpoczął się punktualnie i poszedł bardzo sprawnie. Jak się okazało chwilę później to zapewne dlatego, że na pokładzie w samym economy zostaje ponad 60 miejsc wolnych.

Image

Z rękawa widzę chyba ostatniego kangura jakiego zobaczę w Australii ;-)

Image

Rękaw odbywa się przez dwa rękawy co daje mi szansę na obejrzenie foteli BA w biznesie (Club World):

Image

Premium Economy (World Traveler Plus)

Image

i na samym końcu economy. Tutaj zero zaskoczeń - produkt jest identyczny jak w A380, którym leciałem z Londynu do Hong Kongu. Na szczęście BA zdecydowało się na konfigurację 3-3-3 w klasie ekonomicznej.

Image

Image

Z powodu faktu, że lot jest tak długi zdecydowałem się poświęcić miejsce przy oknie i zasiadłem w fotelu 38C przy przejściu. Fotel B pozostał wolny na obu kolejnych lotach, więc miałem na prawdę wygodnie. Chwilę później kapitan ogłosił, że dziś wyjątkowo szybko zakończyliśmy przyjmowanie pasażerów na pokład i spróbujemy wylecieć 20 minut wcześniej, by być szybciej w Singapurze. Zapowiedział też, że nasz lot będzie dziś stosunkowo krótki i zajmie 7 godzin.

Image

Mniej więcej dwie godziny po starcie dociera do mojego rzędu serwis obiadowy. British Airways nie rozdaje menu w klasie ekonomicznej. Opcje do wyboru na dziś to kurczak z kuskusem lub makaron z serem. Nauczony doświadczeniem, żeby nie brać kurczaka zdecydowałem się na opcję z makaronem:

Image

Oprócz wspomnianej części ciepłej na tacce znalazły się: zimna odmrażana sztywna bułka, solone masło, sałatka ziemniaczana z jakimś sztucznym posmakiem (dużo gorsza od tej znanej z Lufthansy) i nienajgorsze ciastko jabłkowe (nie szarlotka). Sam makaron zaś był nienajgorszy - na pewno lepszy od posiłku, który jadłem w locie do Hong Kongu.

Przelatujemy 11 km nad Alice Springs - środek Red Centre...

Image

Korzystam z faktu, że jeszcze jest jasno za oknami i robię zdjęcie kabiny economy w Boeingu 777 British Airways. Ciekawe, że BA nie zdecydowało się na zastosowanie w tym samolocie oświetlenia mood lighting tak popularnego u innych przewoźników.

Image

Papa Australio!

Image

Na 1,5 godziny przed lądowaniem rozpoczyna się okrojony serwis śniadaniowy:

Image

W pudełku znalazła się mała (nie mniej i tak sztywna w stylu BA) bułka z serem i szynką. Oprócz tego batonik z mlecznej czekolady.

Image

Niedługo później byliśmy już na podejściu do Singapuru.

Image

Ten "przystanek techniczny" oznacza konieczność zabrania ze sobą wszystkich rzeczy z samolotu. Część pasażerów leci do Londynu innym samolotem, ja natomiast kontynuuję podróż tą samą maszyną lecącą dalej jako BA16. Samolot wylądował około pół godziny przed planowanym czasem przylotu, co oznaczało dwie godziny na lotnisku zanim znowu pasażerowie zostaną przyjęci na pokład.

Image

Z jednej strony lotnisko w Singapurze ma wysokie oceny wśród pasażerów, jedna rzecz mnie bardzo denerwuje - fakt, że kontrola bezpieczeństwa i skanowanie kart pokładowych odbywa się przy wejściu do poczekalni w bramce. Oznacza to, że nawet osoby, które spędziły ładne kilka godzin w samolocie teraz na postoju teoretycznie technicznym muszą jeszcze raz przejść kontrolę bezpieczeństwa. Ja dodatkowo miałem "szczęście" i zostałem wylosowany do kontroli śladów materiałów wybuchowych... na prawdę super ;-) A sama poczekalnia wygląda tak:

Image

Przeczuwałem, że coś jest nie tak gdy zobaczyłem wzmożoną aktywność agentów przy ich biurku. Chwilę później pojawił się kapitan drugiej załogi naszego 777, który przejął mikrofon i bardzo przeprosił wszystkich, lecz okazało się, że samolot w tym momencie nie jest zdolny do lotu. Wyjaśnił, że w tym samolocie znajdują się trzy panele sterujące m.in. oświetleniem kabiny, systemem rozrywki, ale także kilkoma systemami przydatnymi przy ewakuacji. Do lotu potrzebny jest przynajmniej jeden panel, ale wygląda na to, że żaden z trzech nie działa. Powiedział, że samolot mechanicznie jest w porządku i mógłby ten lot wykonać, ale było by ciemno w kabinie i przepisy bezpieczeństwa na to nie pozwalają. Lokalni technicy z bazy Singapore z drugim kapitanem obsługującym ten lot już ponoć działali, by wszystko naprawić. Kapitan powiedział też, że ta usterka jest bardzo nietypowa i technicy są w kontakcie z Boeingiem by znaleźć jej przyczynę. Na ten moment lot opóźniony jest o jedną godzinę. Kapitan powiedział, że spóźnimy się do Londynu, ale zapewnił że zrobią wszystko by nadgonić w powietrzu tyle ile będą w stanie. Powiedział też, że BA będzie wszystkich przebookowywać na kolejne loty jeśli ktoś spóźni się na swoją przesiadkę. Bardzo mi się podobało, że kapitan został do dyspozycji pasażerów i odpowiadał na wszelkie pytania osób, które chciały z nim zamienić kilka słów. Przysłuchiwałem się tym rozmowom i wielu pasażerów dosłownie panikowało - jeden wyciągnął wniosek, że to na pewno coś z klapami, jednak kapitan kategorycznie temu zaprzeczył. Po 45 minutach od planowanej godziny wylotu do Londynu kapitan powiedział, że problem wynikał z faktu, że wypięła się jakaś wtyczka. Grunt, że samolot jest bezpieczny i gotowy do lotu. Boarding odbył się na prawdę szybko i niedługo znaleźliśmy się w powietrzu. Samolotu nie muszę już opisywać, więc opiszę posiłki ;-)

Tym razem na wieczornym serwisie do wyboru jest pasta i jeśli dobrze pamiętam wołowina ;-) Dziwne swoją drogą, że nie zostałem uprzedzony, że pasta jest z sosem bolognese. Mi akurat wszystko jedno, ale to mogłoby zachęcić osoby niejedzące mięsa do wyboru właśnie tej opcji. Oprócz całkiem niezłego makaronu na tacce znalazły się: woda, bułka (odmrażana, zimna i sztywna, a jakże ;-) ), masło solone, sałatka z serem fetopodobnym i bardzo smaczny mus.

Image

Po zjedzeniu tej porcji zapadłem w sen. Muszę przyznać, że fotele World Traveler w BA są na prawdę bardzo wygodne, a sztywne rogi zagłówka bardzo ułatwiają sen. Obudziłem się nieopodal domu... ech, jakby nie mógł już lądować ;-)

Image

Na pocieszenie przyszło śniadanie... tym razem wybór to omlet lub angielksie śniadanie. Jeśli czytaliście dokładnie tę relację to wiecie co wybrałem ;-)

Image

W ciepłej porcji z omletem przywędrowały do mnie ziemniaki i grzyby - całość w sosie pomidorowym. Oprócz tego okropny sztywny croisant (a może Brytyjczycy tak lubią? ;-) ), sok pomarańczowy i woda.

Ale przyspieszyłem ten ponad trzynastogodzinny lot... Na Heathrow musieliśmy dostać wysoki priorytet, gdyż obyło się bez żadnych holdingów. Wylądowaliśmy lekko przed 6:00, co oznaczało 40 minut opóźnienia. Bardzo mi się podobało jak British Airways poradziło sobie z kwestią przebookowań. Jeszcze na pokładzie samolotu wszyscy, którzy nie mogli zdążyć na swoje kolejne połączenia zostali poinformowani na jakie loty są przebookowani i o której dolecą na miejsce. Ja na szczęście powinienem zdążyć na mój lot do Barcelony, co oznacza że nie stracę biletu na powrót do Warszawy.

Image

Samolot parkuje przy satelicie C terminala 5, co oznacza podróż pociągiem do części A terminala.

Dzień 19 Przelot British Airways LHR-BCN + Przelot Austrian BCN-VIE-WAW

Jeszcze tylko zeskanowanie karty pokładowej, szybka kontrola bezpieczeństwa i jestem po stronie airside T5. Zdziwiłem się, że tak szybko poszło - wszystko zajęło mi mniej niż 20 minut. Świetnie, mam jeszcze czas na kupienie kanapki w Pret A Manger ;-)

Image

Niedługo później na ekranie pojawiła się informacja, że mam iść do bramki A22.

Image

Podróż do Barcelony przebiegła bezproblemowo. Samolot wypełniony był w około 70% - siedząc w miejscu 7A miałem miejsce obok siebie wolne.

Image

Coś stało się z urządzeniem odtwarzającym film z instrukcją bezpieczeństwa (wyglądało jakby kaseta video się zacięła ;-) ). Oznaczało to manualne safety demo. Chwilę później byliśmy już w powietrzu.

Image

Dzisiejsze śniadanie to znana mi już sztywna i sucha buła z serem i szynką... dobrze, że byłem w Pret'cie ;-)

Image

Godzinę później byliśmy już nad Pirenejami i szykowaliśmy się do lądowania.

Image

Jeszcze tylko zdjęcie Airbusa A320 G-EUUL, którego nie byłem w stanie dostrzec na Heathrow:

Image

Błyskawiczna kontrola paszportowa i odbiór bagażu. Mój na szczęście doleciał bez problemu z Australii. Mając przed sobą trochę ponad 3 godziny czekania na lotnisku na mój lot do Wiednia Austrianem idę spróbować nadać bagaż. W Barcelonie Austrian odprawiany jest przy stanowiskach Lufthansy:

Image

Wykorzystywanych jest 5 stanowisk: jedno dla klasy first (Star Gold), jedno biznes, jedno economy i dwa stanowiska do oddawania bagażu. Ja odprawiam się w jednym z czterech urządzeń do samodzielnej odprawy. Mój bagaż szybko znalazł się na taśmie... tak szybko, że zorientowałem się jak już jechał, że zapomniałem zdjąć przywieszki z kodem kreskowym z Sydney... no cóż... może doleci do Warszawy z dwoma kodami.

Strefa airside w Terminalu 1 w Barcelonie prezentuje się na prawdę dobrze.

Image

Nie mam jednak ochoty na włóczenie się po lotnisku, idę więc do saloniku biznesowego. Prezentuje się on identycznie jak opisywany już wcześniej salonik w strefie Non-Schengen. Niestety było trochę mniej przekąsek do wyboru.

Wyczerpawszy limit darmowego internetu (15 minut + 30 minut dla gości saloniku) zająłem się grą w Theme Hospital. Kto jeszcze pamięta? ;-) Tak mnie wciągnęło, że niemal bym przegapił godzinę boardingu, gdyż zegarek w moim telefonie chodził jeszcze według czasu brytyjskiego. Na szczęście jednak się zorientowałem. Tu już nie jest tak różowo i do samolotu wiezie nas autobus...

Do Wiednia polecimy Airbusem A320 OE-LBX w malowaniu Star Alliance. Samolot ten ma 12 lat i do lipca 2012 roku pracował dla Finnair. Aktualnie loty tą maszyną wykonuje Tyrolean.

Image

Siedzę dziś w fotelu 25A, więc wybieram tylne wejście.

Image

Samolot ten został wyposażony w znane z Lufthansy cienkie fotele Recaro slimline.

Image

Image

Nie wiem od czego to zależy, że czasem mi wygodnie w tych fotelach, a czasem nie. Dziś było mi wygodnie ;-)

Image

Samolot wyposażony był w ekraniki w panelach nad pasażerami. Muszę przyznać że video bezpieczeństwa Austrian jest najgorszym video tego typu jakie widziałem do tej pory... masakra!

Startujemy! Żegnamy Barcelonę - teraz już będzie tylko zimniej :(


Dodaj Komentarz

Komentarze (30)

m3lm4k 19 stycznia 2014 13:23 Odpowiedz
No witamy ;)Jak zwykle wysoki poziom relacji. Czekamy na reszte!
namteh 19 stycznia 2014 13:40 Odpowiedz
Endrju jak sie dowie to pewnie przestanie LOTem latać... :D Do miasta można się dostać albo kolejką jeżdżącą z Terminalu 2, albo autobusami AC1 i AC2 ruszającymi odpowiednio z pierwszego i drugiego terminala. Ja uwierzyłem google maps, które stwierdziło, że najlepiej zrobię wsiadając w AC1 (koszt biletu z lub na lotnisko w Barcelonie 5,90 EUR) do Placa d'Espanya i dalej pojadę metrem. Tak też zrobiłem. Autobusy kursują co 5 minut, dzięki czemu nie są zatłoczone.tak na przyszłość: jest jeszcze autobus 46, za 2,15euro jeśli nie masz T-10 ;)
pabloo 19 stycznia 2014 19:16 Odpowiedz
Świetna relacja z wymarzonej dla wielu podróży, czekamy na więcej ;) Sprawia, że przeglądając ją planuje się podobną wycieczkę.Super zdjęcia, tylko 11 i 12 od końca są takie same 8-)
tygrysm 19 stycznia 2014 20:41 Odpowiedz
namteH, dzięki za podpowiedź. Na pewno się przyda w przyszłości ;-)Pabloo, jakoś tak źle mi się skopiowało ;-)To, że relacja jest "na żywo" oznacza interakcję. Czekam na wszelkie wskazówki i uzupełnianie moich wiadomości jeśli macie taką ochotę ;-)Pozdrawiam,tygrysm
gaszpar 22 stycznia 2014 02:53 Odpowiedz
Fantastyczna relacja!
dexmorgan 24 stycznia 2014 13:37 Odpowiedz
Konkret relacja , w tym dużo zdjęc , to lubię :)
kla7 26 stycznia 2014 11:02 Odpowiedz
Gratuluję wspaniałej podróży, relację czyta się z przyjemnością :)P.S. elektroniczne etykiety są już w tesco :)
student 26 stycznia 2014 15:48 Odpowiedz
Bezapelacyjnie, do samego końca czyta się rewelacyjnie. Znakomita relacja zawierająca dużo ciekawych informacji a także bombowe zdjęcia wzbudzające podziw i zazdrość.
blasto 26 stycznia 2014 20:21 Odpowiedz
Relacja świetna, ale autor chyba nie jest fanem hikingu. 2 razy w NZ i ani słowa o Abel Tasman NP, Tongario Crossing, lodowcach, a Mount Cook tylko z perspektywy przystanku autobusowego :)
tygrysm 2 lutego 2014 21:39 Odpowiedz
dexMorgan, dzięki :-)kla7, dzięki za info, bardzo dawno nie byłem w Tesco ;-)student, dzięki ;-) Cieszę się, że Ci się podoaba :)blasto, owszem, nie jestem fanem hikingu :) Lodowców strasznie żałuję, zabrakło mi na nie czasu...
gaszpar 2 lutego 2014 21:46 Odpowiedz
Dostrzegam wzrost aktywności wraz z ogłoszeniem konkursu.przypadek :)
tygrysm 2 lutego 2014 22:23 Odpowiedz
Przypadek? Nie sądzę ;-) Mobilizacja w pełni by dokończyć relację :-)
portobello 5 lutego 2014 22:33 Odpowiedz
Hejka! Super opowieść :) Bardzo fajnie mi się czytało Twoją relację, czekałam na nowe wpisy. Ciekawa jestem ile kosztował Cię ten wyjazd (w całości). Mógłbyś zrobić takie podsumowanie, podając ceny biletów lotniczych, autobusowych, hoteli, wyżywienia itp.? :) Druga sprawa, prowadzisz może jakiegoś bloga, albo prowadzisz konto na facebooku, na którym można by sobie przeczytać i obejrzeć relację z innych Twoich podróży? Pozdrawiam :)
jik 5 lutego 2014 23:31 Odpowiedz
Quote:Idę jeszcze na ostatnie zakupy. Postanowiłem się skusić na wypróbowanie reklamowanego tu nowozelandzkiego środka 1Above, który ponoć ma zbawienny wpływ na zmieniających strefy czasowe. Wyczytałem w Internecie bardzo pozytywne opinie na jego temat, więc pobawię się w króliczka doświadczalnego. W powyższych buteleczkach znajduje się 100 ml koncentratu minerałów i witamin - głównie z rodziny B. Zawartość buteleczki należy zmieszać z 900 ml wody i pić taką miksturę przez 5 godzin lotu. Ja mam przed sobą prawie dobę w samolotach, więc wyposażyłem się w 4 buteleczki zamkniete w woreczku spełniającym wytyczne kontroli bezpieczeńswa. Koszt "kuracji" 30 AUD.I jak się sprawdziła ta magiczna receptura ?
romey 6 lutego 2014 11:28 Odpowiedz
Czy można gdzieś to dostać w Polsce? Lub coś podobnego?
waldekk 6 lutego 2014 13:32 Odpowiedz
http://1above.myshopify.com/ - powinni wysłać do Polski. Może da się to zastąpić "końską dawką witamin"?
bartoszsz 7 lutego 2014 15:06 Odpowiedz
tygrysm napisał:Pan cały czas stał na tarasie i opowiadał jak teraz Twój drewniany taras (deck) będzie błyszczał ;-) :lol: Polska/Sosnowiec - październik 2013.Mógłbyś wrzucić więcej zdjęć z Waitomo Caves?Rewelacyjna relacja, uważam ją za jedną z lepszych jakie czytałem. Pieczołowitość w opisywaniu szczegółów, wszelkie alegorie, wtrącenia i historie najwyżej klasy! Nie wypada pominąć kunsztu fotografa, niektóre zdjęcia wyjątkowo piękne! Super przygoda! ;)
tygrysm 7 lutego 2014 21:27 Odpowiedz
Portobello, dziękuję, cieszę się że Ci się podobało :-)Podsumowanie masz troszkę powyżej :-) Żeby było dokładniej:bilet z Barcelony do Auckland i z powrotem przez Sydney do Barcelony: około 2400 złBilety na loty krajowe: około 350 złBilety na autobusy, wycieczki całodniowe w ramach Flexipassa: 838 złNoclegi: około 3000 zł (to można było zdecydowanie potanić)Wstępu, atrakcje, lokalny transport: około 1300Jedzenie, utrzymanie: około 2000 złJestem na fb, ale nie bloguję tam ;-) Podeślę Ci zaraz na PW linki do moich innych relacji, bo wg. regulaminu nie mogę tu podawać linków do innych forów.Też pozdrawiam! :)JIK, sprawdziła się! Albo mikstura albo efekt placebo, ale nie miałem żadnych problemów ze zmianą czasu o te 10 godzin. Widziałem sporo pozytywnych opinii w Internecie, w tym jakąś od członka załogi pokładowej jednej z dużych linii, więc chyba działa :-)RomeY, Nie, na razie 1Above jest dostępne tylko w Nowej Zelandii i Australii lub przez Internet, ale z tego co czytałem ma się to szybko zmienić.BartoszSz, :-) Po prostu Tesco mi nie po drodze :-)Niestety zdjęć z Waitomo Caves więcej nie mam, bo tam nie można było robić zdjęć, bo flash powoduje, że larwy przestają świecić. Te jak nie świecą, to nie łapią pożywienia i giną. Można za to znaleźć kilka oficjalnych zdjęć: http://www.waitomo.com/Glowworm-Caves/P ... llery.aspxCieszę się, że relacja przypadła Ci do gustu :-) Daj znać jeśli masz ochotę poczytać więcej to podeślę więcej linków ;-)Pozdrawiam z... z pracy ;-)tygrysm
gixera 7 lutego 2014 21:45 Odpowiedz
Ciekawe, ze wiekszosc z kilku (kilkunastooosobowej) ekipy, ktora leciala tymi lotami co ja do/z Nowej Zelandii miesiac temu, stwierdza dokladnie to co Ty - ze owszem, jest to piekny kraj, ale chyba nie na tyle, aby tam wrocic. Osobiscie uwazam, ze chyba to troche przereklamowane miejsce. Jesli mialabym w przyszlosci wybor, to rowniez wybralabym Australie. Spedzilam tam tylko jeden dzien, akurat trafiajac na slynne swieto, ale wystarczylo to aby zachwycic ;)Zapomnialam dodac ze relacja swietna! Chetnie poczytam cos znowu w przyszlosci :)
tygrysm 7 lutego 2014 22:02 Odpowiedz
Już dużo razy słyszałem podobne opinie o Nowej Zelandii :-) Nie mniej jednak zawsze warto pojechać i samemu się przekonać ;-)Ja w zeszłym roku spędziłem 3 tygodnie w Australii i strasznie polecam wszystkim - ze względu na przesympatycznych ludzi, bezproblemowość w każdym możliwym wydaniu i... zwierzęta :-) Australia wciąga
gixera 7 lutego 2014 22:12 Odpowiedz
Jaka zrobiles trase? (chodzi mi o te 3 tyg w Australii) ;)
tygrysm 7 lutego 2014 22:16 Odpowiedz
Lądowałem w Melbourne, później Sydney, przeskok do Auckland i Queenstown w NZ, później powrót do Brisbane, Cairns i Uluru :-)
blasto 7 lutego 2014 23:08 Odpowiedz
tygrysm napisał:Już dużo razy słyszałem podobne opinie o Nowej Zelandii :-) Nie mniej jednak zawsze warto pojechać i samemu się przekonać ;-)Ja w zeszłym roku spędziłem 3 tygodnie w Australii i strasznie polecam wszystkim - ze względu na przesympatycznych ludzi, bezproblemowość w każdym możliwym wydaniu i... zwierzęta :-) Australia wciągaAch te australijskie zwierzęta: http://www.youtube.com/watch?v=kdihHnaOQsk A co do NZ to ja ruszam równo za tydzień. Nakupuję tego cudu na jetlag.
sajko 9 lutego 2014 12:19 Odpowiedz
Bardzo chętnie też poczytam inne relacje, szczególnie te z Austali! Poproszę też jakieś linki na PM. Mi się marzy wyjazd do Nowej Zelandi więc nie ukrywam zachwytu nad tą relacją! Cudo!!!!!Ciekawa jestem kolejnych podróży tzn relacji, zwłaszcza że także w czerwcu wybieram się na tydzień na Islandię z ekipą :)No nie wspomnę już o Stanach!!!Pozdrawiam :)
blasto 9 lutego 2014 15:23 Odpowiedz
Widzę, że w USA też planujesz pełną pętlę samolotem. Znowu bez wypożyczania auta? Pewnie o tym wiesz, ale domestic F w USA nie daje nawet wstępu do saloników (jeśli nie masz statusu).
tygrysm 9 lutego 2014 17:13 Odpowiedz
sajko, cieszę się że Ci się podobało :-) zaraz Ci wyślę linki na PW w tym do relacji z Australii i Nowej Zelandii sprzed roku ;-)blasto, nie - tam w niektórych miejscach na pewno wypożyczę samochód, bo inaczej się nie da. Na pewno w Calgary (parki narodowe na północ od Calgary to bajka ;-) ), Yellowstone i Las Vegas :-)Wiem, niestety statusu wpuszczającego do saloników mieć nie będę, ale nadal mam kartę Priority Pass ;-)
beatrix 10 lutego 2014 19:29 Odpowiedz
Wspaniała relacja! Miło poczytać i powspominać, bo zrobiłam podobną trasę w na Wyspie Północnej, na dodatek w zbliżonym terminie. Zbierałam się sama do opisania swoich doświadczeń, ale coś czuję, że nie zdołam przebić relacji autora ;). Mój sposób podróżowania był zdecydowanie odmienny, bo totalnie budżetowy- prawie nic nie wydałam na transport i noclegi. Jeśli kogoś interesuje hiking i hichhiking w NZ- służę radą :)
pabloo 10 lutego 2014 20:21 Odpowiedz
Beatrix napisał:Wspaniała relacja! Miło poczytać i powspominać, bo zrobiłam podobną trasę w na Wyspie Północnej, na dodatek w zbliżonym terminie. Zbierałam się sama do opisania swoich doświadczeń, ale coś czuję, że nie zdołam przebić relacji autora ;). Mój sposób podróżowania był zdecydowanie odmienny, bo totalnie budżetowy- prawie nic nie wydałam na transport i noclegi. Jeśli kogoś interesuje hiking i hichhiking w NZ- służę radą :)Pisz relację, a nie zakładaj z góry, że się nie spodoba 8-) Jaka nie będzie to rozbudzi wyobraźnię i na pewno zachęci do odwiedzenia. Bez żadnych rad na priv, tylko na forum, nie wiadomo kiedy i kto będzie zainteresowany ;)
tygrysm 10 lutego 2014 22:37 Odpowiedz
Zgadzam się, pisz relację! Sam chętnie poczytam ;-)
tobe 23 lutego 2014 20:40 Odpowiedz
Australii zazdroszcze, choc dla mnie krótko, chociaz pisałeś, że juz byłes. i fajnie trafiłes, bo na 26.01, fajna relacje, dzięki!