Dworzec obsługuje największą ilość pasażerów w całych Indiach, człowiek porusza się tu cały czas w ogromnym tłumie. Nawet jak na hinduskie warunki.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się budynek, który wydawał mi się być kościołem. Dopiero po powrocie wyczytałem, że jest to siedziba lokalnego samorządu.
Niektórzy nazywają Mumbaj karykaturą XIX-wiecznego Londynu, dlaczego? Może przez te autobusy
Mumbaj jest zdecydowanie najnowocześniejszym z miast jakie widziałem w Indiach, jest całkiem czysty na tle innych aglomeracji. Centrum ma spójną architekturę zachowująca styl jaki widać powyżej. Opinię tę jednak bazuję na niewielkim wycinku Bombaju jaki widziałem, pamiętajcie że jesteśmy w najdroższej dzielnicy miasta.
Odlot naszego samolotu do Doha zapalnowany jest na 4:00 rano, dlatego nie mieliśmy pokoju hotelowego na tą noc. Na koniec dnia postawiamy pójść do kina, by zapełnić czas. Nie obejrzeliśmy ostatnio do końca Race 2, więc pora to nadrobić. Niestety multipleks do którego trafiamy przypomina zdecydowanie bardziej nasze kina, niż kino z Jaipuru. Nie dość, że drogo to na stanowisku security check zostały nam zabrane baterie do naszych aparatów fotograficznych. Nie miałem planu nic z nim robić, ale miałem w torbie jeszcze zapasową, która nie została znaleziona. To tylko dowodzi bezsensowności tej procedury. Koleżanka wyciągnęła swój aparat Olympusa do kontroli, pani nie mogła znaleźć baterii. Zbiegło się kilku pracowników - też nie znaleźli. Koleżanka powiedziała, że w tym aparacie nie ma baterii i ją przepuścili. Dodam, że płaska bateria w tym aparacie schowana jest tuż obok karty pamięci, pod klapką . Czujny pan ochroniarz jeszcze tylko się upewnił, że wiemy że to film w Hindi. Wiemy, ale musimy się spieszyć bo już jesteśmy spóźnieni i film trwa!
Niestety, reakcja publiczności w ogóle nie jest zbliżona do tej z Jaipuru. W kinie cisza jak makiem zasiał. Ciekawe, że połowie filmu pojawił się napis że Race 2 wróci po przerwie. Światła się zapaliły i natychmiast wbiegła na salę obsługę kina z menu w rękach - to dla tych, którzy mogli zgłodnieć.
Jako, że nasz hotel oferował taksówki na lotnisko w strasznie wysokich cenach (1600 rupii za kurs), umówiliśmy się z jednym z taksówkarzy, którzy nas dziś wozili po mieście, że nas zawiezie na lotnisko o północy za 700 rupii za samochód. Świetnie. Problem w tym, że rozmawialiśmy o tym samym także z innym taksówkarzem, który dał nam swoją wizytówkę i powiedział, byśmy zadzwonili jak się zdecydujemy. Ten też przyjechał i stwierdził, że przecież się umówiliśmy na kurs, co na pewno miało miejsca. Dawał nam do zrozumienia, że powinniśmy mu zapłacić, ale nic z tego - rozstaliśmy się w niesmaku. Godzinę później byliśmy już na lotnisku. Zgodnie z radą użytkowników innego forum odnośnie lotniska w Mumbaju - na ponad 3 godziny przed odlotem.
-- 14 Lip 2014 18:25 --
Powrót BOM-DOH-WAW
Byliśmy przygotowani, na to że na lotnisku mogą się dziać rzeczy dziwne, więc podjechaliśmy na nie na 3 godziny przed odlotem. Dobrze się stało, bo widok olbrzymiej w żaden sposób niezorganizowanej kolejki ciągnącej się niemal pod kolejne drzwi terminala robił niemiłe wrażenie. Oczywiście nie dość, że kolejka była jaka była to Hindusi kombinowali jak mogli, by się wepchnąć blisko wejścia. O tym nie było jednak mowy, bo wszyscy byli wkurzeni i "cięci" na takie zachowania.
Między nami co jakiś czas przechodziły panie zbierające z kolejki pasażerów statutowych, jednak w tym wypadku jestem całkowicie przeciwny takiemu przesuwaniu ich. Jeżeli mają być osoby preferowane, to trzeba dla nich zorganizować osobną kolejkę, bo prowadzenie ich za rękę między ludźmi wprost do wejścia powoduje tylko jeszcze większe zdenerwowanie pozostałych czekających. Przy wejściu do terminala stało dwóch na oko żołnierzy, którzy bardzo niespiesznie sprawdzali czy osoby wchodzące są na wydrukowanej rezerwacji. Przejście całej kolejki zajęło około 40 minut.
W środku kolejna kolejka - do check-inów, na szczęście szła bardzo szybko. Każdy przy ustawianiu dostawał od pani kartę emigracyjną z wydrukowanym numerem lotu. Ja swoją zgubiłem w okolicach stanowisk odprawy biletowo-bagażowej, więc po raz drugi musiałem ją wypełniać.
Kontrola paszportowa - kolejna kolejka. Bardzo wolna kolejka... Wszyscy z zagranicy są już ewidentnie zdenerwowani na to w jaki sposób tu wszystko funkcjonuje. My też. Smutni państwo ze straży granicznej ruszali się w żółwim tempie. Nie inaczej było na stanowiskach kontroli bezpieczeństwa. Dla mężczyzn otwarte były 4 stanowiska, dla kobiet kilka kolejnych - Panie przechodziły przez kontrolę błyskawicznie, ale faceci to inna para kaloszy. Pod bramką znalazłem się na godzinę przed odlotem. Bardzo współczuję komukolwiek, kto wpadnie na pomysł przesiadki na hinduskim lotnisku. Jak mawiał klasyk: Nie idźcie tą drogą!
Samolot to Airbus A340-600 A7-AGD. Standardem nie odbiegał od maszyny, która nas przywiozła do Indii.
Do wyboru tym razem były trzy opcje śniadaniowe: naleśniki z truskawkami, omlet i danie rybne. Nie rozdano żadnego menu, ale to krótki lot - można wybaczyć. Na mój stolik trafia omlet w takim ładnym opakowaniu:
Oprócz niego na tacy znalazła się sałatka owocowa, muffin, sok pomarańczowy i masło. Całość dopełnia podawany na ciepło croisant.
Do zbliżania w Doha załoga naszego samolotu zgłosiła się nad ranem lokalnego czasu. Tym razem obeszło się bez kręcenia się w kółko w holdingu.
Niebo w Doha nabiera porannych barw.
Ostatnie zdjęcie naszego A340.
Od razu po powrocie do Warszawy muszę lecieć do pracy do Katowic, więc postanowiłem pójść do Oryx Lounge, do którego wstęp zapewnia karta Priority Pass.
Salonik jest całkiem duży i przyjemny, jednak ciężko znaleźć wolne miejsce. Wybór przekąsek nie powala. Im dłużej siedziałem, tym bardziej salonik się wyludniał - widać lot do Warszawy znajduje się pod koniec porannej fali odlotów z Doha. Gdy dotarłem pod bramkę, prawie wszyscy mieli już zeskanowane karty pokładowe. Chwila czekania na autobus i jedziemy.
W bramce obok odprawiano lot do Zagrzebia, jednak nie wszyscy zdążyli. Ktoś przez zagapienie został w stolicy Kataru - po raz kolejny wychodzi na to, że ciche lotnisko to nie jest za dobry pomysł.
Do Warszawy lecimy A320 A7-AHD dowodzonym przez tego samego polskiego kapitana, który przywiózł nas do Doha. Załoga miała wyraźny problem z wymówieniem jego nazwiska, więc mówili "captain Svavomir"
Jeszcze rzut oka na Doha z góry:
Lotu do Warszawy nie bardzo pamiętam
;) na pewno się odbył i na pewno większość przespałem. Tym razem menu nie wyświetliło się na ekranach, ani nikt nie dostał drukowanej wersji. Ja wybrałem parówkę z daniem jajecznym:
Oprócz tego zestaw całkiem podobny do tego poprzedniego lotu.
Dzięki sprzyjającym wiatrom miękkie lądowanie w Warszawie miało miejsce pół godziny przed czasem rozkładowym.
Podsumowanie
W ten sposób pora zakończyć moją trzecią forumową relację. Czy Indie mi się podobały? Nie napiszę przecież moich "ulubionych" tekstów z cyklu "to kraj, który można kochać albo nienawidzić", albo że Indie to "kraj kontrastów". Nie kocham Indii, ani nie nienawidzę. Wystarczy, że stwierdzę że nie lubię Indii. Nie znalazłem tu kontrastów do brudu, cwaniactwa i kombinowania mieszkańców tego kraju. Oczywiście były wyjątki, ale byli to głównie ludzie obyci i tacy, którzy widzieli już trochę Świata. Hindusi na obcokrajowca reagują jak na worek z pieniędzmi, który jakimś niekoniecznie wyrafinowanym sposobem należy otworzyć, najlepiej naciągając go. Przeżyłem za to swojego rodzaju kontrast osobisty (o ile można tak to nazwać) po niesamowicie przyjaznych ludziach, których poznawałem na każdym kroku w Australii. Może to dobiło Indie w moim subiektywnym odczuciu. Najgorsze jest to, że starałem się dać temu krajowi szansę, ale z każdym dniem pobytu tam, gdy się uczyłem przystosowania do lokalnych warunków i poznawałem je moje zdezorientowanie przechodziło w rozdrażnienie. Gdy usiadłem wczoraj do pisania relacji z ostatniego dnia zwiedzania na prawdę zastanawiałem się pisząc kolejne zdania, czy nie piszę zbyt negatywnie o tym co widziałem patrząc z perspektywy po powrocie do Warszawy. Wydaje mi się, że mimo wszystko nie.
Czy wrócę? Nie, na pewno nie
:) Ale wiecie, w sumie to dobrze, że nie chcę wracać wszędzie tam gdzie byłem - przecież by mi czasu nie starczyło
:)
Podziękowania Jak zwykle dziękuję Wam za to, że dotarliście do tego momentu. Dzięki za wszystkie polubienia i pozytywne komentarze, a przede wszystkim za cierpliwość w czekaniu na zakończenie tej relacji. Jeżeli ta relacja przypadła Wam do gustu, lajkujcie i komentujcie - to bardzo motywuje do pisania kolejnych. Jeżeli macie pytania - pytajcie
:)
Quote:Za 3-godzinną przygodę ze słoniami płacimy 3100 rupii, czyli 180 zł. Pierwszy etap to zapoznanie ze słoniem. Słonie mają bardzo słaby wzrok, widzą tylko na 20 metrów więc swój kontakt ze światem zewnętrznym zawdzięczają głównie słuchowi i węchowi. Gdy tylko się zbliższysz, słoń na pewno obniucha Cie całego swoją trąbą. To cena od osoby ? Dobra relacja
;)
Naprawdę dobra relacja! Choć pokuszę się o jeden grymas:) ale nie tylko w stosunku do kolegi, który ogólnie odwalił kawał dobrej roboty ale i innych relacji z tym samym mankamentem. Od razu zastrzegam, że to moje subiektywne przeświadczenie z czytanych relacji. Może innych nie drażni. A więc: Jak dla mnie kompletne zbędne jest dodawanie szeregu zdjęć przedstawiających wnętrza samolotów (monitorki, tłum ludzi itp.), bramki na lotnisku czy nawet jedzenie w samolocie. Wiem, że to portal o tanim lataniu ale w relacjach nie tego oczekuje:) wręcz czasami psuje mi to ostateczne wrażenie
relacja super, na pewno warta dotrwania do końca;)jednak syf jaki tam panuje zniechęca mnie do tego kierunku, no i informacje o gwałtach, które podobno niestety ale sa dość częste....relacja jeszcze raz powiem na świetnym poziomie kolego!
orodruin2 napisał:A więc: Jak dla mnie kompletne zbędne jest dodawanie szeregu zdjęć przedstawiających wnętrza samolotów (monitorki, tłum ludzi itp.), bramki na lotnisku czy nawet jedzenie w samolocie. Wiem, że to portal o tanim lataniu ale w relacjach nie tego oczekuje:) wręcz czasami psuje mi to ostateczne wrażenieTo jest forum o lataniu. Jesli takie zdjecia nie maja trafic do relacji z podrozy, to gdzie wg Ciebie mialyby sie znalezc?
guest napisał:orodruin2 napisał:A więc: Jak dla mnie kompletne zbędne jest dodawanie szeregu zdjęć przedstawiających wnętrza samolotów (monitorki, tłum ludzi itp.), bramki na lotnisku czy nawet jedzenie w samolocie. Wiem, że to portal o tanim lataniu ale w relacjach nie tego oczekuje:) wręcz czasami psuje mi to ostateczne wrażenieTo jest forum o lataniu. Jesli takie zdjecia nie maja trafic do relacji z podrozy, to gdzie wg Ciebie mialyby sie znalezc?zakopać na dysku komputera
:) mówiłem że to moje odczucie
:)
Warto po pamiętać, że o kształcie relacji decyduje autor
;) nie chcesz nie czytaj jest tu sporo fanów lotnictwa zatem ta część niektórym się spodoba pozdrawiam Gaszpar Wysłane z mojego C6903 przy użyciu Tapatalka
Dzięki za tak szczegółową relację! Jeszcze bardziej nakręciła moją ciekawość, nawet mimo pesymistycznego podsumowania. We wrześniu idziemy w Twoje ślady (tak jak pisała Marta - podobna trasa, inna kolejność + Goa). Już wiem, że muszę nastawić się na walkę z natarczywym wymuszaniem kasy (ludzie) i jedzenia (małpy). To już wyższy level "asertywności" niż ta, której potrzeba w krajach arabskich
;).
Dzięki wielkie wszystkim za miłe słowa
:)orodruin2, cieszę się, że część nielotnicza relacji Ci się podobała. Jestem fanem lotnictwa i uwielbiam czytać zarówno relacje stricte z podróży, jak i relacje z samych przelotów samolotami, więc piszę jak piszę i mam nadzieję, że na tym forum znajdują się i tacy, których ciekawi co dane linie lotnicze oferują. Wszystkich gustów nie da się zaspokoić na raz i mam nadzieję, że jesteś w stanie w razie czego pominąć nieinteresujące Cie fragmenty
:)
Nigdy nie byłem w miejscach gdzie jest tak syf. Najbardziej syfiastym miejscem jakie widziałem była Bolonia we Włoszech
:) Kiedy wróciłem z niej do Warszawy poczułem się jakbym wrócił z jakiegoś trzeciego świata do kulturalnego, czystego miasta na poziomie
:) To jak czowiek musi się czuć w takich Indiach
:D
Ja też dziękuję za relację
:) Dobrze i szczegółowo napisana-z gatunku takich, co pomogą następnym podróżującym
:) Do tego kraju nie wybiorę się na pewno, ale pooglądać zdjęcia i poczytać miło. Życzę nastepnych wojaży i relacji z nich
:) -- 16 Lip 2014 21:19 -- Ja też dziękuję za relację
:) Dobrze i szczegółowo napisana-z gatunku takich, co pomogą następnym podróżującym
:) Do tego kraju nie wybiorę się na pewno, ale pooglądać zdjęcia i poczytać miło. Życzę nastepnych wojaży i relacji z nich
:)
tygrysm napisał:Dzięki wielkie wszystkim za miłe słowa
:)orodruin2, cieszę się, że część nielotnicza relacji Ci się podobała. Jestem fanem lotnictwa i uwielbiam czytać zarówno relacje stricte z podróży, jak i relacje z samych przelotów samolotami, więc piszę jak piszę i mam nadzieję, że na tym forum znajdują się i tacy, których ciekawi co dane linie lotnicze oferują. Wszystkich gustów nie da się zaspokoić na raz i mam nadzieję, że jesteś w stanie w razie czego pominąć nieinteresujące Cie fragmenty
:)To ja dla kontrastu napiszę, że uwielbiam Twoje zdjęcia samolotów z zewnątrz i wewnątrz oraz jedzenia. Dla mnie są ważną i ciekawą częścią relacji. Muszę przyznać, że po przeczytaniu Twojej relacji z Australii sam zacząłem robić takie zdjęcia na moim pierwszym locie długodystansowym
:D
Rewelacyjna relacja!Ile czasu jechaliście z Waranasi do Agry? 4.04 rano przylatuję do Delhi. 8.04 rano wylatuję z Delhi do Madrasu. Myślałem czy wykonalne byłoby 4-5.04 przeznaczyć na Agrę; 6.04 rano wylot do Waranasi, 7.04 popołudniu powrót do Delhi. Z pociągami pewnie może być różnie, a czasu nie ma duzo. Jak uważasz, czy taki trip miałby sens zeby zobaczyc najwaznieszje miejsca?
Arekkk, dzięki
:)Pociąg Marudhar Express z Varanasi do Agry jechał rozkładowo prawie 12 godzin w nocy
;-) Ciężko mi teraz stwierdzić jak było z jego punktualnością, ale prawie na pewno był spóźniony. Natomiast jeśli byś startował z Delhi to do Agry masz 3-4 godziny jazdy pociągiem i jest ich kilka w ciągu dnia
:)Tu masz rozkład pociągów: http://www.cleartrip.com/trains , na pewno ułatwi Ci to planowanie
:)kevin, dzięki i cieszę się!
:)ewaolivka, cieszę się, że Ci się podobało!
:)ELBE, oj... uwierz, że jest dużo więcej syfiastych miejsc niż Bolonia
;-) Włochy nie są takie złe
;-)
Quote:Gdy już wiemy jaką klasą chcemy jechać należy jak najszybciej kupić bilet, gdyż Hindusi kupują bilety na wszelki wypadek, by później ewentualnie z nich rezygnować z potrąceniem niewielkiej opłaty. Najlepiej jest, gdy bilety są od razu dostępne i otrzymują z systemu status potwierdzony (CNF, Confirmed). Pasażer z takim biletem od razu otrzymuje numer łóżka/fotela. Jeżeli bilety nie są dostępne, otrzymuje się bilet RAC (reservation against cancelation) z odpowiednią cyferką. Np. RAC-1, RAC-2 oznaczającą miejsce w kolejce. Taka osoba może wejść na pokład pociągu i dostaje łóżko na spółkę z inną osobą z biletem RAC. Jeżeli ktoś z potwierdzoną rezerwacją się nie pojawi w pociągu to łóżka są przydzielane wg. kolejności w kolejce RAC.Skomplikowane? No to patrzcie dalej. Kolejną listą po RAC jest lista oczekujących WL. Tutaj także każdy otrzymuje swój numer w kolejce, np. WL-1, WL-2 itd. Są to osoby, które nie mogą wejść do pociągu, jednak w razie gdyby ktoś z potwierdzoną rezerwacją zrezygnował z podróży osoba z najwyższym numerem z listy RAC wskakuje na jej miejsce otrzymując bilet CNF, a osoba z najwyższym numerem WL wskakuje na najniższe miejsce RAC. W ten sposób osoba z waitlisty może jechać pociągiem, choć niekoniecznie mając pełne łóżko dla siebie. To tak w skrócie, bo jeszcze są różne inne niuanse tego systemu typu listy RemoteWL dla pasażerów wsiadających na stacjach innych niż główne.Powyżej omówione listy są prowadzone oddzielnie dla każdego pociągu, oddzielnie w każdej klasie. System rezerwacyjny na dobę przed odjazdem pociągu ze stacji początkowej układa tzw. listę rezerwacji która jest wiążąca. Po jej sporządzeniu każdy może sprawdzić na bieżąco w Internecie w statusie swojej rezerwacji czy pojedzie czy nie, jednak jeżeli miało się status RAC lub WL, który zamienił się na CNF nie widać w Internecie numeru łóżka, bądź fotela w którym odbędzie się swoją podróż. Finalna lista rezerwacji jest także wywieszana na peronie na kilka godzin przed odjazdem danego pociągu, ta już jest kompletna – z numerami miejsc dla każdego pasażera.tygrysm - i tym sposobem,dzięki Tobie po 3 latach dowiedziałam się dlaczego pomimo rezerwacji miejsca przez internet i otrzymaniu potwierdzenia rezerwacji (no bo przecież pieniądze ściągnięte z karty, co wg mnie było równoznaczne z kupieniem biletu) biletów nie miałam. A ja już tych biednych panów w okienku podejrzewałam o korupcję
:) Myślałam, że przehandlowali moje bilety. I dałam wyraz swojemu niezadowoleniu. Chyba muszę wrócić z przeprosinami. A relacja świetna
:)
gosiagosia napisał:Mumbaj jest zdecydowanie najnowocześniejszym z miast jakie widziałem w Indiach, jest całkiem czysty na tle innych aglomeracji. Centrum ma spójną architekturę zachowująca styl jaki widać powyżej. Opinię tę jednak bazuję na niewielkim wycinku Bombaju jaki widziałem, pamiętajcie że jesteśmy w najdroższej dzielnicy miasta.Właśnie wróciłem z Indii i tak z ciekawości jeszcze raz przeczytałem tę relację...zastanawiam się czy byliśmy w tym samym miejscu...jeśli Mumbaj jest czysty, to Varanasi jest Singapurem
:D
drmariusz, ja jechałem w klasach AC3 i AC2 i czułem się bezpiecznie - gorzej na dworcach. Jeśli chodzi o wieczory to zawsze chodziliśmy w grupie, ale nie czuliśmy się nigdy niebezpiecznie (pomijając to, że łatwo wpaść pod jadący samochód lub tuktuka
;) ).
drmariusz napisał:A jak jest z bezpieczeństwiem w pociągach i czy radę spacerować po zmroku po hinduskich miastach?W pociągach jest bezpiecznie nie ma się moim zdaniem o co martwic, zachowując ostrożność niczym w PKP.My chodziliśmy we dwójkę równierz po zmroku po miastach i było ok. Ale np w Agrze nie czuliśmy się komfortowo po zmroku bo prąd i w zw. z tym oświetlenie działa jak chce.Ogólnie przez miesiąc w Indiach nie czuliśmy się ani razu niebezpiecznie. Poza wycieczką w górach autobusem gdy na kretej drodze górskiej okazało się, że śmierć jest w tirze na przeciwko nas i w tym którego właśnie wyprzedzają
;) ale to już inny temat pozdrawiam Gaszpar Wysłane z mojego C6903 przy użyciu Tapatalka
Super relacja, mega dużo informacji.Mam pytanie do lotów/odpraw SpiceJet. Nie mam już karty debetowej, którą płaciłem za bilety (straciła ważność). Co powinienem zrobić? Mamy kilka lotów SpiceJetem, więc odpraw też będzie sporo.
Dworzec obsługuje największą ilość pasażerów w całych Indiach, człowiek porusza się tu cały czas w ogromnym tłumie. Nawet jak na hinduskie warunki.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się budynek, który wydawał mi się być kościołem. Dopiero po powrocie wyczytałem, że jest to siedziba lokalnego samorządu.
Niektórzy nazywają Mumbaj karykaturą XIX-wiecznego Londynu, dlaczego? Może przez te autobusy
Mumbaj jest zdecydowanie najnowocześniejszym z miast jakie widziałem w Indiach, jest całkiem czysty na tle innych aglomeracji. Centrum ma spójną architekturę zachowująca styl jaki widać powyżej. Opinię tę jednak bazuję na niewielkim wycinku Bombaju jaki widziałem, pamiętajcie że jesteśmy w najdroższej dzielnicy miasta.
Odlot naszego samolotu do Doha zapalnowany jest na 4:00 rano, dlatego nie mieliśmy pokoju hotelowego na tą noc. Na koniec dnia postawiamy pójść do kina, by zapełnić czas. Nie obejrzeliśmy ostatnio do końca Race 2, więc pora to nadrobić. Niestety multipleks do którego trafiamy przypomina zdecydowanie bardziej nasze kina, niż kino z Jaipuru. Nie dość, że drogo to na stanowisku security check zostały nam zabrane baterie do naszych aparatów fotograficznych. Nie miałem planu nic z nim robić, ale miałem w torbie jeszcze zapasową, która nie została znaleziona. To tylko dowodzi bezsensowności tej procedury. Koleżanka wyciągnęła swój aparat Olympusa do kontroli, pani nie mogła znaleźć baterii. Zbiegło się kilku pracowników - też nie znaleźli. Koleżanka powiedziała, że w tym aparacie nie ma baterii i ją przepuścili. Dodam, że płaska bateria w tym aparacie schowana jest tuż obok karty pamięci, pod klapką . Czujny pan ochroniarz jeszcze tylko się upewnił, że wiemy że to film w Hindi. Wiemy, ale musimy się spieszyć bo już jesteśmy spóźnieni i film trwa!
Niestety, reakcja publiczności w ogóle nie jest zbliżona do tej z Jaipuru. W kinie cisza jak makiem zasiał. Ciekawe, że połowie filmu pojawił się napis że Race 2 wróci po przerwie. Światła się zapaliły i natychmiast wbiegła na salę obsługę kina z menu w rękach - to dla tych, którzy mogli zgłodnieć.
Jako, że nasz hotel oferował taksówki na lotnisko w strasznie wysokich cenach (1600 rupii za kurs), umówiliśmy się z jednym z taksówkarzy, którzy nas dziś wozili po mieście, że nas zawiezie na lotnisko o północy za 700 rupii za samochód. Świetnie. Problem w tym, że rozmawialiśmy o tym samym także z innym taksówkarzem, który dał nam swoją wizytówkę i powiedział, byśmy zadzwonili jak się zdecydujemy. Ten też przyjechał i stwierdził, że przecież się umówiliśmy na kurs, co na pewno miało miejsca. Dawał nam do zrozumienia, że powinniśmy mu zapłacić, ale nic z tego - rozstaliśmy się w niesmaku. Godzinę później byliśmy już na lotnisku. Zgodnie z radą użytkowników innego forum odnośnie lotniska w Mumbaju - na ponad 3 godziny przed odlotem.
-- 14 Lip 2014 18:25 --
Powrót BOM-DOH-WAW
Byliśmy przygotowani, na to że na lotnisku mogą się dziać rzeczy dziwne, więc podjechaliśmy na nie na 3 godziny przed odlotem. Dobrze się stało, bo widok olbrzymiej w żaden sposób niezorganizowanej kolejki ciągnącej się niemal pod kolejne drzwi terminala robił niemiłe wrażenie. Oczywiście nie dość, że kolejka była jaka była to Hindusi kombinowali jak mogli, by się wepchnąć blisko wejścia. O tym nie było jednak mowy, bo wszyscy byli wkurzeni i "cięci" na takie zachowania.
Między nami co jakiś czas przechodziły panie zbierające z kolejki pasażerów statutowych, jednak w tym wypadku jestem całkowicie przeciwny takiemu przesuwaniu ich. Jeżeli mają być osoby preferowane, to trzeba dla nich zorganizować osobną kolejkę, bo prowadzenie ich za rękę między ludźmi wprost do wejścia powoduje tylko jeszcze większe zdenerwowanie pozostałych czekających. Przy wejściu do terminala stało dwóch na oko żołnierzy, którzy bardzo niespiesznie sprawdzali czy osoby wchodzące są na wydrukowanej rezerwacji. Przejście całej kolejki zajęło około 40 minut.
W środku kolejna kolejka - do check-inów, na szczęście szła bardzo szybko. Każdy przy ustawianiu dostawał od pani kartę emigracyjną z wydrukowanym numerem lotu. Ja swoją zgubiłem w okolicach stanowisk odprawy biletowo-bagażowej, więc po raz drugi musiałem ją wypełniać.
Kontrola paszportowa - kolejna kolejka. Bardzo wolna kolejka... Wszyscy z zagranicy są już ewidentnie zdenerwowani na to w jaki sposób tu wszystko funkcjonuje. My też. Smutni państwo ze straży granicznej ruszali się w żółwim tempie. Nie inaczej było na stanowiskach kontroli bezpieczeństwa. Dla mężczyzn otwarte były 4 stanowiska, dla kobiet kilka kolejnych - Panie przechodziły przez kontrolę błyskawicznie, ale faceci to inna para kaloszy. Pod bramką znalazłem się na godzinę przed odlotem. Bardzo współczuję komukolwiek, kto wpadnie na pomysł przesiadki na hinduskim lotnisku. Jak mawiał klasyk: Nie idźcie tą drogą!
Samolot to Airbus A340-600 A7-AGD. Standardem nie odbiegał od maszyny, która nas przywiozła do Indii.
Do wyboru tym razem były trzy opcje śniadaniowe: naleśniki z truskawkami, omlet i danie rybne. Nie rozdano żadnego menu, ale to krótki lot - można wybaczyć. Na mój stolik trafia omlet w takim ładnym opakowaniu:
Oprócz niego na tacy znalazła się sałatka owocowa, muffin, sok pomarańczowy i masło. Całość dopełnia podawany na ciepło croisant.
Do zbliżania w Doha załoga naszego samolotu zgłosiła się nad ranem lokalnego czasu. Tym razem obeszło się bez kręcenia się w kółko w holdingu.
Niebo w Doha nabiera porannych barw.
Ostatnie zdjęcie naszego A340.
Od razu po powrocie do Warszawy muszę lecieć do pracy do Katowic, więc postanowiłem pójść do Oryx Lounge, do którego wstęp zapewnia karta Priority Pass.
Salonik jest całkiem duży i przyjemny, jednak ciężko znaleźć wolne miejsce. Wybór przekąsek nie powala. Im dłużej siedziałem, tym bardziej salonik się wyludniał - widać lot do Warszawy znajduje się pod koniec porannej fali odlotów z Doha. Gdy dotarłem pod bramkę, prawie wszyscy mieli już zeskanowane karty pokładowe. Chwila czekania na autobus i jedziemy.
W bramce obok odprawiano lot do Zagrzebia, jednak nie wszyscy zdążyli. Ktoś przez zagapienie został w stolicy Kataru - po raz kolejny wychodzi na to, że ciche lotnisko to nie jest za dobry pomysł.
Do Warszawy lecimy A320 A7-AHD dowodzonym przez tego samego polskiego kapitana, który przywiózł nas do Doha. Załoga miała wyraźny problem z wymówieniem jego nazwiska, więc mówili "captain Svavomir"
Jeszcze rzut oka na Doha z góry:
Lotu do Warszawy nie bardzo pamiętam ;) na pewno się odbył i na pewno większość przespałem.
Tym razem menu nie wyświetliło się na ekranach, ani nikt nie dostał drukowanej wersji. Ja wybrałem parówkę z daniem jajecznym:
Oprócz tego zestaw całkiem podobny do tego poprzedniego lotu.
Dzięki sprzyjającym wiatrom miękkie lądowanie w Warszawie miało miejsce pół godziny przed czasem rozkładowym.
Podsumowanie
W ten sposób pora zakończyć moją trzecią forumową relację. Czy Indie mi się podobały? Nie napiszę przecież moich "ulubionych" tekstów z cyklu "to kraj, który można kochać albo nienawidzić", albo że Indie to "kraj kontrastów". Nie kocham Indii, ani nie nienawidzę. Wystarczy, że stwierdzę że nie lubię Indii. Nie znalazłem tu kontrastów do brudu, cwaniactwa i kombinowania mieszkańców tego kraju. Oczywiście były wyjątki, ale byli to głównie ludzie obyci i tacy, którzy widzieli już trochę Świata. Hindusi na obcokrajowca reagują jak na worek z pieniędzmi, który jakimś niekoniecznie wyrafinowanym sposobem należy otworzyć, najlepiej naciągając go. Przeżyłem za to swojego rodzaju kontrast osobisty (o ile można tak to nazwać) po niesamowicie przyjaznych ludziach, których poznawałem na każdym kroku w Australii. Może to dobiło Indie w moim subiektywnym odczuciu. Najgorsze jest to, że starałem się dać temu krajowi szansę, ale z każdym dniem pobytu tam, gdy się uczyłem przystosowania do lokalnych warunków i poznawałem je moje zdezorientowanie przechodziło w rozdrażnienie. Gdy usiadłem wczoraj do pisania relacji z ostatniego dnia zwiedzania na prawdę zastanawiałem się pisząc kolejne zdania, czy nie piszę zbyt negatywnie o tym co widziałem patrząc z perspektywy po powrocie do Warszawy. Wydaje mi się, że mimo wszystko nie.
Czy wrócę? Nie, na pewno nie :) Ale wiecie, w sumie to dobrze, że nie chcę wracać wszędzie tam gdzie byłem - przecież by mi czasu nie starczyło :)
Podziękowania
Jak zwykle dziękuję Wam za to, że dotarliście do tego momentu. Dzięki za wszystkie polubienia i pozytywne komentarze, a przede wszystkim za cierpliwość w czekaniu na zakończenie tej relacji. Jeżeli ta relacja przypadła Wam do gustu, lajkujcie i komentujcie - to bardzo motywuje do pisania kolejnych. Jeżeli macie pytania - pytajcie :)
Pozdrawiam :)
tygrysm
-- 14 Lip 2014 18:28 --
beyond, Fiki, dzięki! :)
wntl, tak, to była cena od osoby ;)