0
tygrysm 14 lipca 2014 12:22
Witajcie!

Miło mi przedstawić Wam moją kolejną relację na łamach forum Fly4Free :-) Relacja ta opisuje niespełna dwutygodniową podróż do Indii, która miała miejsce w lutym 2013. Pisana była na bieżąco, dlatego nie ręczę, że wszystkie zawarte w niej informacje są aktualne, ale mogę ręczyć że półtora roku temu jeszcze były ;-) Życzę miłej lektury i mam nadzieję, że Wam się spodoba:

Tym razem zwiedzimy część Indii. Będzie to podróż lotniczo-kolejowa z udziałem mojej mamy i trójki jej znajomych. Jak zwykle w moich relacjach spodziewajcie się opisów zarówno lotniczej strony tego wyjazdu, jak i opisów tego co zobaczyłem. Nie zabraknie też dużej ilości zdjęć. Relację będę próbował uaktualniać możliwie często, na ile warunki internetowe mi stąd pozwolą to czynić. Nie bójcie się zadawać pytań i komentować - na każde pytanie postaram się odpowiedzieć.

Poprzednie moje relacje, które znalazły się na forum Fly4Free możecie znaleźć w następujących wątkach:
Japonia: http://www.fly4free.pl/forum/japonia-ae ... ,215,17096
Nowa Zelandia i Australia: http://www.fly4free.pl/forum/nowa-zelan ... ,217,40249
Islandia: http://www.fly4free.pl/forum/dookola-is ... ,209,50471

Wstęp
Pierwotnie miałem nie brać udziału w tej eskapadzie, znalazłem się w grupie wyjazdowej trochę "na doczepkę" - znajomi mojej mamy planowali wyjazd od jakiegoś czasu i kupili bilety powrotne na trasie WAW-KBP-DEL w Aerosvicie. Ci z kolei kilka miesięcy przed swoim upadkiem zrezygnowali z trasy do Delhi, co zbiegło się w czasie z promocją Qatar Airways. Kilka dni później byliśmy już w posiadaniu biletów open-jaw WAW-DOH-DEL; BOM-DOH-WAW zakupionymi poprzez stronę katarskiego przewoźnika.

Nasza trasa przedstawia się następująco:
Dzień 1 i 2 - Delhi
Dzień 3 i 4 - Varanasi
Dzień 5 - Agra
Dni 6-8 - Jaipur
Dzień 9 i 10 - Jaisalmer
Dzień 11 - Jodhpur/Mumbai
Dzień 12 - Mumbai

Podróże między miastami jak już wspomniałem odbywają się zarówno lotniczo, jak i pociągowo. Oto mapka naszych lotów:

Image

W sumie do pokonania mamy 8825 mil. Pozostałe podróże odbywać się będą słynnymi kolejami indyjskimi. Nie zabraknie też w tej relacji wątku kolejowego, gdyż tego nie może zabraknąć.
Powiem Wam szczerze, że obawiam się trochę tej relacji, gdyż kultura indyjska jest mi całkowicie obca - znam kultury azjatyckie, ale indyjska jest dla mnie czymś zupełnie nowym - mam nadzieję, że ilość zaskoczeń jaka czeka mnie na tej trasie wyjdzie tylko na plus O każdym z nich będziecie mogli tu trochę poczytać.

Koszty

Koszt całego wyjazdu z lotami i biletami kolejowymi szacuję na 5000-5500 zł, na nie składają się:
- Bilet Qatar Airways - 2600 zł
- Przelot DEL-VNS SpiceJet - 224 zł
- Przelot JDH-BOM Jet Airways - 390 zł
- Bilety kolejowe (gdzie możliwe klasa AC2) - 180 zł
- Hotele 782 zł/os.
Jedzenie w Indiach jest tanie, o czym będę pisał sukcesywnie w relacji. Kurs rupii indyjskiej w uproszczeniu to 100 INR = 6 zł.

Pora zaczynać właściwą relację: WAW-DOH-DEL

Spotykamy się w hali odlotów lotniska Chopina. Co prawda odprawiłem się na lot online, jednak nie udało mi się wydrukować z jakiegoś powodu wszystkich kart pokładowych. Przy odprawianiu kolejnych pasażerów trzeba było cały czas przeciągać przez czytnik kartę kredytową, którą zostały zakupione bilety - bez tego byśmy nie polecieli.

Chwilę później dostajemy komplet kart pokładowych: na rejs do Dohy i na rejs docelowy do Dehli. Karta pokładowa na rejs późniejszy zostaje mi przekazana w żółtej obwolucie - jej kolor jak się okazuje ma znaczenie, gdyż do momentu otwarcie nowego lotniska w Doha pasażerowie są segregowani wg kodu kolorystycznego. Prosi się, by w Doha obwoluty były cały czas widoczne. Bagaże podręczne także dostają przywieszki - w kolorze takim samym jak wspomniana wcześniej obwoluta. (nowe lotnisko w Doha jest już otwarte, więc informacja jest nieaktualna ;-) )

Image

Dziś do Doha polecimy świerzutkim, bo 3-letnim Airbusem A320 o rejestracji A7-AHB.

Image

Jeżeli dobrze zrozumiałem, naszym kapitanem w dzisiejszym rejsie jest Pan Sławomir Brzostowski. W samolocie w klasie ekonomicznej zainstalowane są bardzo wygodne fotele z zagłówkami, których wysokość można regulować, natomiast "rogi" nie wyginają się jak w innych fotelach na których siedziałem. Są one ustawione na stałe w pozycji wychylonej, co poczytuję na plus, gdyż w moim przypadku w tych "ustawialnych" fotelach moja głowa prawie zawsze powodowała, że zagłówki po oparciu się o nie wracały do normalnego ustawienia.

Image

Samolot wyposażony został w system IFE z dużymi ekranami dotykowamy. Nie znajdziemy w nim pilota.

Image

Aplikacja pokazująca trasę lotu staje się już powoli standardem wśród linii lotniczych. Jest taka sama jak w Aeroflocie, 787 LOT-u oraz w China Eastern.

Image

Przed startem wszyscy pasażerowie dostali po cukierku, a tuż po każdy otrzymał wilgotną chusteczkę, szkoda że paczkowaną, a nie gorący ręczniczek będący standardem w azjatyckich liniach lotniczych. Chwilę później przez samolot przejechały wózki z napojami, w tym alkoholami różnej maści.

System rozrywki Qatar nazywa Oryx i reklamuje go jako "multiplex in the sky". Biblioteka filmowa urządzenia to ponad 140 pozycji. Gdy główny serwis miał się rozpocząć załoga ogłosiła, że menu zostanie wyświetlone na ekranie monitorów celem ochrony środowiska. Mi się jednak wydaje, że chodzi o oszczędności, ale bycie zielonym lepiej brzmi...

Do wyboru jagnięcina, baramundi lub wegetariańskie danie indyjskie, którego nazwy nie pamiętam (przepraszam ;) ). Wszyscy sobie ostrzyliśmy zęby na tę pierwszą pozycję menu, ale chyba nie różniliśmy się zbytnio od większości samolotu. Gdy serwis dotarł do naszego rzędu tej już nie było. Skończyło się na tym, że moja mama wybrała rybę...

Image

...a ja curry

Image

Muszę przyznać, że curry było bardzo dobre, jednak na całej tacce jedzenia było jakoś mało. Sztućce w dodatku plastikowe - powiem szczerze, że po 5-cio gwiazdkowym przewoźniku spodziewałem się trochę więcej, na pewno nie zasłużył on w moim mniemaniu na tytuł najlepszej linii lotniczej Świata - może w wyższych klasach jest inaczej, ale w economy Emirates jest moim zdaniem lepsze.

Moim zdaniem A320 niestety nie nadaje się na trasę tej długości zwłaszcza w połączeniu z tak obfitym cateringiem. W klasie ekonomicznej dla pasażerów dostępna jest tylko jedna tylna toaleta, co przełożyło się na kolejkę o stałej długości 7-8 osób, która utrzymywała się aż do zniżania do Doha.

Lotnisko w Doha nie jest najprzyjemniejszym miejscem z punktu widzenia pasażera klasy ekonomizcnej. Ten wożony do samolotu jest zawsze autobusami. W moim przypadku podróż do terminalu zajęła prawie 10 minut, bo autobus musiał okrążyć całe lotnisko objeżdżając pas startowy. Mieliśmy przy tym świetny widok na stojące w okolicach hangaru dwa uziemione 787 Qatar Airways. Pierwszy przystanek jest tylko dla pasażerów kończących podróż w Doha (dostali niebieskie okładki na karty pokładowe), drugi dla pasażerów transferowych, czyli zdecydowanej większości osób w autobusie (okładki żółte). Wszyscy pasażerowie muszą przejść ponownie kontrolę bezpieczeństwa, w trakcie której usuwany z bagażu jest cały alkohol (nie wolno go wwozić do Kataru), tak więc uwaga na zakupy w sklepach bezcłowych! Pasażerowie z szybkimi przesiadkami otrzymali żółto-pomarańczowe okładki kart pokładowych, co upoważnia ich do skorzystania z preferencyjnej kolejki do kontroli bezpieczeństwa. Pasażerowie mogą mieć jeszcze dwa rodzeje okładek na karty pokładowe: zielone, czyli transfer z terminalu-satelity oraz burgundowe (ciemnoczerwony kolor loga Qatar) oznaczający pasażerów wyższych klas, którzy to mogą skorzystać z dobrodziejstw terminalu premium - zostaną tam zawiezieni z pod samolotu luksusowym mikrobusem lub limuzyną. Jak tam jest - nie wiem ;)

Lotnisko wygląda jak jeden wielki sklep bezcłowy. Alkohol jest jak najbardziej dostępny.

Image

Katarskie sklepy organizują loterie w których można m.in. wygrać takie cacko:

Image

Obejrzawszy cały niewielki terminal usiadłem przy swojej bramce. Co jakiś czas z głośników wygłaszane jest przypomnienie, że lotnisko w Doha jest "cichym lotniskiem" i należy samemu sprawdzać stan boardingu do swojego samolotu na ekranach. Efekt jest taki, że byłem świadkiem jak para młodych Rosjan nie poleciała do Male, bo się zagapili na duty free i przybyli do bramki dwie minuty po zamknięciu lotu. Co dalej mogą zrobić w Katarze? Nie mam pojęcia, ale miny mieli nietęgie, bo obsługa gate'a była nieugięta. Inna sprawa, że pani agent chodziła w okolicach bramki i szukała pasażerów krzycząc "Male, Male!". Ci się niestety nie znaleźli na czas. Nie mam przekonania czy pomysł "cichego terminala" jest do końca trafiony.

Po zeskanowaniu kart pokładowych zjeżdża się schodami ruchomymi w dół na poziom płyty lotniska, gdzie czeka się ściśniętym z wieloma innymi pasażerami w szklanym pomieszczeniu na właściwy autobus jadący do konkretnego samolotu. Nasz jak się okazało stał nieopodal A320, którym przylecieliśmy więc podróż autobusem znowu stosunkowo długa. Wysiadając z autobusu nie byłem pewny czy to nasz samolot - A330-200 nie ma przecież czterech silników... A tu niespodzianka - nastąpiła zmiana typu na A340-600, co oznaczało dla mnie nowy typ w kolekcji ;)

Rozmiary, a szczególnie długość tej maszyny robią wrażenie. Niestety, żadne zdjęcie z płyty mi nie wyszło. Tu jest zdjęcie wnętrza:

Image

Moje miejsce to 35K, to które wybrałem w A330, niestety oznaczało to lot na skrzydle - marne widoki. Fotele dość standardowe z regulowanymi zagłówkami:

Image

Niestety łapała mnie jeszcze dwoistość czasowa między Warszawą, a Australią więc nie bardzo byłem przytomny i nie rejestrowałem za dobrze szczegółów. Oczywiście były po kolei: cukierki, wilgotne chusteczki i serwis z napojami. Opcje cateringu na dziś to ryba i potrawa hinduska na "g", której pełnej nazwy nie pamiętam. Wyjątkowo hinduska dla mnie ta podróż Qatarem. Ryby nie lubię, więc spróbowałem tę drugą opcję:

Image

Danie było bardzo smaczne, z wyraźnym smakiem, lekko ostre - takie nietypowe jak na lotniczy catering. Zaserwowano je z sałatką z niezidentyfikowanych drobnych warzyw strączkowych i kukurydzy oraz z musem truskawkowym na bazie białej czekolady.

Później zasnąłem i obudziłem się już na zniżaniu do Delhi. Lądowanie było całkiem twarde, po czym długo kołowaliśmy do terminalu wykonując koło po całej płycie (przejeżdżaliśmy dwa razy w tym samym miejscu). Z okna widziałem trzy uziemione dreamlinery Air India.

Dzień 1 - Delhi

Do hotelu położonego obok głównej stacji kolejowej New Delhi jedziemy metrem linii Airport Express. Pierwsze wrażenia z miasta to szok kulturowy - dosłownie. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić i jak się zachowywać. Wszędzie hałas klaksonów, pełno ludzi nagabujących do różnych usług, wszechobecne riksze i tuk-tuki (motoriksze), ulice przez które nie da się przejść nie ryzykując. Bałem się wyciągnąć aparat, nie czując się pewnie. W końcu jednak zacząłem się przystosowywać.

Image

Image

Nie miałem czasu się dobrze przygotować do tego wyjazdu, gdyż wcześniej skupiony byłem głównie na Australii i Nowej Zelandii. Zaplanowałem trasę zwiedzania Indii i środki transportu, jednak same atrakcje turystyczne zostawiłem moim towarzyszom podróży, więc wycieczka miała potencjał na dostarczanie kolejnych szoków kulturowo-poznawczych. Pierwszy cel to Czerwony Fort. Jedziemy tam oczywiście tuk-tukiem.

Image

Kierowcy tych trójkołowych pojazdów są mistrzami we wciskaniu się między samochody, riksze i rowerzystów. Idealnie też manewrują między mającymi nietęgie miny pieszymi próbującymi przejść przez jezdnię. Po drodze mieliśmy między innymi takie widoki:

Image

Image

Sam fort prezentuje się w ten sposób:

Image

Jego nazwa wywodzi się od koloru piaskowca z którego został wybudowany. Abyy wejść do środka należy kupić bilet - dla obcokrajowców stawka wynosi 250 INR. Co ciekawe hindusi płacą tylko 10, jednak muszą oni odstać kilka godzin w długaśnej meandrującej po całym placu kolejce. Na szczęście jak się okazało osoby zza granicy mogą kolejkę pominąć. Hindusi bardzo poważnie traktują sprawy bezpieczeństwa - w wejściach do miejsc gdzie przebywa dużo ludzi na ogół rozstawione są skanery bagażu i wykrywacze metali. Każdy jest też przeszukiwany. Co ciekawe - panie zawsze za parawanem.

Image

Wnętrze fortyfikacji oprócz bazaru z pamiątkami skrywa park i zabudowania w których niegdyś żyli władcy Indii. Fort został wybudowany po przeniesieniu stolicy z Agry do Delhi, a dziś jest symbolem niepodległości Indii. Stacjonowali tu żołnierze brytyjscy, których miejsce w 1947 roku, po wyzwoleniu Indii spod władz królestwa, zajęli żołnierze hinduscy.

Image

Image

Image

Są też wszechobecni mali mieszkańcy - tutaj wiewiórki są szare:

Image

Spacer w okolicach fortu oznacza przejście przez niezliczoną ilość bazarów. Lokalni sprzedawcy kuszą smakołykami ulicy, które w większości można nabyć za 10 rupii (około 60 groszy). Z resztą sami zobaczcie moją małą galerię smaków miasta z tego dnia:

Poniżej kanapki i trójkątne tosty z zawartością z masy ziemniaczanej podawane z ostrym sosem:

Image

Image

Image

Image

W wielu miejscach spotkać stragany przy których sprzedaje się kulfi - charakterystyczne przypominające z wyglądu lody na patyku smakołyki, jednak nie próbowałem ich jeszcze.

Image

Image

Image

Image

Ulice cały czas wypełnione są niezliczoną ilością tuk-tuków i pieszych:

Image

W Indiach wszystko sprawia wrażenia prowizorki, nie wiem czy istnieją zasady BHP - instalacje elektryczne w większości miejsc wyglądają podejrzanie, a rusztowania tak:

Image

Spacer po tej dzielnicy prowadzi nas do największego w Delhi meczetu:

Image

Image

Pamiętajcie by trzymać swój bilet, gdyż kontrolowane są one zarówno przy wejściu, jak i przy wyjściu z terenu świątyni.

Image

Ostatni na dziś punkt programu to wizyta w kultowej restauracji Karim's, która została wpisana przez magazyn Times na listę najlepszych autentycznych restauracji w całej Azji. Tutaj panowie przyrządzają placki "nam" podawane do dań:

Image

Moje curry choć nie wyglądało za specjalnie było rewelacyjne! Pełne smaku, jednak jego ostrość i wielkość nie pozwoliła ani mi, ani żadnemu ze współtowarzyszy dokończyć naszych dań. Nie dziwię się, że nasz kelner śmiał się z nas pod nosem.

Image

Dzień zakończył się szybko w łóżku, w którym musieliśmy odespać zmęczenie po całonocnej podróży.

Dzień 2 - Delhi cd.

Dzień drugi w Delhi oddalał nas trochę od zgiełku starego centrum miasta - dziś zwiedzamy nowsze części Delhi i południowe przedmieścia. Zaczynamy spacerem do potrójnego ronda. Potrójnego, gdyż są to trzy jednokierunkowe okeągłe ulice ze wspólnym środkiem, różniące się od siebie promieniem. Po drodze mijamy między innymi uliczny "zakład fryzjerski".

Image

Spacer ulicami Indii dla osób, które mają migrenę musi być koszmarem - dla lokalnych kierowców samochód tutaj żeby jeździć nie musi mieć ani świateł, ani pasów bezpieczeństwa. Najważniejsze jest by miał klakson. Za jego pomocą kierowcy informują się o swojej pozycji i chęci wyprzedzania. Jest to istotne, gdyż boczne lusterka są na ogół w tutejszych samochodach złożone na stałe - w końcu tylko utrudniają manewrowanie między innymi użytkownikami drogi ;) Co ciekawe linia środkowa na jezdni jest tylko wskazówką - tu nie wyprzedza się raczej na trzeciego, bardziej na piątego lub szóstego. Klaksony słychać cały czas z różnych miejsc - w Delhi nie da się w ciągu dnia policzyć do 10 bez usłyszenia choćby jednego.

Image

Mnie zaciekawiła taka oto mieszcząca się przy stacji benzynowej stacja kontroli czystości spalin samochodowych:

Image

Jeżeli kogoś by to interesowało, to za 1000 rupii (około 60 zł) można zatankować 20 litrów oleju napędowego. Niestety cen benzyny nie widziałem. Na osłodę od "echów" jaka u nas benzyna jest droga mam dla Was inną formę trójkącika z indyjskim ostrym nadzieniem ziemniaczanym ;) :

Image

My wsiadamy do tuk-tuka i jedziemy na krótki objazd miasta, gdyż jak się okazało kierowca nie zrozumiał, że chcemy jechać do Bramy Indii i nas wysadził prawie pod hotelem.

Image

Do kolejnych miejsc na liście "do zwiedzenia" udajemy się przez ulicę Janpath, która miała być wg. przewodnika jedną z ważniejszych, bardziej ekskluzywnych ulic handlowych Dehli. Okazała się tylko kolejnym targiem ze straganami w lokalach.

Image

Docieramy do parku Jantar Mantar, w którym w połowie XVIII wieku zbudowano kompleks wielkich przyrządów astronomicznych służących do pomiaru czasu i pozycji ciał niebieskich na niebie.

Image

W centrum kompleksu znajduje się wielki gnomon - wskazówka zegara słonecznego.

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (29)

beyond 14 lipca 2014 16:43 Odpowiedz
Świetna relacja!
fiki 14 lipca 2014 18:14 Odpowiedz
Kolejna luks relacja :D
wntl 14 lipca 2014 19:14 Odpowiedz
Quote:Za 3-godzinną przygodę ze słoniami płacimy 3100 rupii, czyli 180 zł. Pierwszy etap to zapoznanie ze słoniem. Słonie mają bardzo słaby wzrok, widzą tylko na 20 metrów więc swój kontakt ze światem zewnętrznym zawdzięczają głównie słuchowi i węchowi. Gdy tylko się zbliższysz, słoń na pewno obniucha Cie całego swoją trąbą. To cena od osoby ? Dobra relacja ;)
tom971 14 lipca 2014 22:43 Odpowiedz
tygrysm; relacja 1sza klasa ! Widać dużo włożonej pracy, dzięki za słowa podsumowania.
businessclass 14 lipca 2014 23:03 Odpowiedz
Super relacja, akurat za parę godzin lecę do Delhi, dzięki!
madziaro 16 lipca 2014 06:43 Odpowiedz
Super, dużo zdjęć. Klasa :D
babska_robinsonada 16 lipca 2014 09:49 Odpowiedz
dzięki za relacje :D robimy bardzo podobną trasę już we wrześniu, rozszerzając ją jedynie o kilka dni na Goa :))
orodruin2 16 lipca 2014 10:31 Odpowiedz
Naprawdę dobra relacja! Choć pokuszę się o jeden grymas:) ale nie tylko w stosunku do kolegi, który ogólnie odwalił kawał dobrej roboty ale i innych relacji z tym samym mankamentem. Od razu zastrzegam, że to moje subiektywne przeświadczenie z czytanych relacji. Może innych nie drażni. A więc: Jak dla mnie kompletne zbędne jest dodawanie szeregu zdjęć przedstawiających wnętrza samolotów (monitorki, tłum ludzi itp.), bramki na lotnisku czy nawet jedzenie w samolocie. Wiem, że to portal o tanim lataniu ale w relacjach nie tego oczekuje:) wręcz czasami psuje mi to ostateczne wrażenie
olir1987 16 lipca 2014 11:48 Odpowiedz
relacja super, na pewno warta dotrwania do końca;)jednak syf jaki tam panuje zniechęca mnie do tego kierunku, no i informacje o gwałtach, które podobno niestety ale sa dość częste....relacja jeszcze raz powiem na świetnym poziomie kolego!
guest 16 lipca 2014 12:00 Odpowiedz
orodruin2 napisał:A więc: Jak dla mnie kompletne zbędne jest dodawanie szeregu zdjęć przedstawiających wnętrza samolotów (monitorki, tłum ludzi itp.), bramki na lotnisku czy nawet jedzenie w samolocie. Wiem, że to portal o tanim lataniu ale w relacjach nie tego oczekuje:) wręcz czasami psuje mi to ostateczne wrażenieTo jest forum o lataniu. Jesli takie zdjecia nie maja trafic do relacji z podrozy, to gdzie wg Ciebie mialyby sie znalezc?
orodruin2 16 lipca 2014 12:07 Odpowiedz
guest napisał:orodruin2 napisał:A więc: Jak dla mnie kompletne zbędne jest dodawanie szeregu zdjęć przedstawiających wnętrza samolotów (monitorki, tłum ludzi itp.), bramki na lotnisku czy nawet jedzenie w samolocie. Wiem, że to portal o tanim lataniu ale w relacjach nie tego oczekuje:) wręcz czasami psuje mi to ostateczne wrażenieTo jest forum o lataniu. Jesli takie zdjecia nie maja trafic do relacji z podrozy, to gdzie wg Ciebie mialyby sie znalezc?zakopać na dysku komputera :) mówiłem że to moje odczucie :)
gaszpar 16 lipca 2014 12:13 Odpowiedz
Warto po pamiętać, że o kształcie relacji decyduje autor ;) nie chcesz nie czytaj jest tu sporo fanów lotnictwa zatem ta część niektórym się spodoba pozdrawiam Gaszpar Wysłane z mojego C6903 przy użyciu Tapatalka
agna 16 lipca 2014 12:15 Odpowiedz
Dzięki za tak szczegółową relację! Jeszcze bardziej nakręciła moją ciekawość, nawet mimo pesymistycznego podsumowania. We wrześniu idziemy w Twoje ślady (tak jak pisała Marta - podobna trasa, inna kolejność + Goa). Już wiem, że muszę nastawić się na walkę z natarczywym wymuszaniem kasy (ludzie) i jedzenia (małpy). To już wyższy level "asertywności" niż ta, której potrzeba w krajach arabskich ;).
tygrysm 16 lipca 2014 15:17 Odpowiedz
Dzięki wielkie wszystkim za miłe słowa :)orodruin2, cieszę się, że część nielotnicza relacji Ci się podobała. Jestem fanem lotnictwa i uwielbiam czytać zarówno relacje stricte z podróży, jak i relacje z samych przelotów samolotami, więc piszę jak piszę i mam nadzieję, że na tym forum znajdują się i tacy, których ciekawi co dane linie lotnicze oferują. Wszystkich gustów nie da się zaspokoić na raz i mam nadzieję, że jesteś w stanie w razie czego pominąć nieinteresujące Cie fragmenty :)
elbe 16 lipca 2014 18:12 Odpowiedz
Nigdy nie byłem w miejscach gdzie jest tak syf. Najbardziej syfiastym miejscem jakie widziałem była Bolonia we Włoszech :) Kiedy wróciłem z niej do Warszawy poczułem się jakbym wrócił z jakiegoś trzeciego świata do kulturalnego, czystego miasta na poziomie :) To jak czowiek musi się czuć w takich Indiach :D
ewaolivka 16 lipca 2014 21:18 Odpowiedz
Ja też dziękuję za relację :) Dobrze i szczegółowo napisana-z gatunku takich, co pomogą następnym podróżującym :) Do tego kraju nie wybiorę się na pewno, ale pooglądać zdjęcia i poczytać miło. Życzę nastepnych wojaży i relacji z nich :) -- 16 Lip 2014 21:19 -- Ja też dziękuję za relację :) Dobrze i szczegółowo napisana-z gatunku takich, co pomogą następnym podróżującym :) Do tego kraju nie wybiorę się na pewno, ale pooglądać zdjęcia i poczytać miło. Życzę nastepnych wojaży i relacji z nich :)
kevin 16 lipca 2014 22:53 Odpowiedz
tygrysm napisał:Dzięki wielkie wszystkim za miłe słowa :)orodruin2, cieszę się, że część nielotnicza relacji Ci się podobała. Jestem fanem lotnictwa i uwielbiam czytać zarówno relacje stricte z podróży, jak i relacje z samych przelotów samolotami, więc piszę jak piszę i mam nadzieję, że na tym forum znajdują się i tacy, których ciekawi co dane linie lotnicze oferują. Wszystkich gustów nie da się zaspokoić na raz i mam nadzieję, że jesteś w stanie w razie czego pominąć nieinteresujące Cie fragmenty :)To ja dla kontrastu napiszę, że uwielbiam Twoje zdjęcia samolotów z zewnątrz i wewnątrz oraz jedzenia. Dla mnie są ważną i ciekawą częścią relacji. Muszę przyznać, że po przeczytaniu Twojej relacji z Australii sam zacząłem robić takie zdjęcia na moim pierwszym locie długodystansowym :D
arekkk 18 lipca 2014 01:31 Odpowiedz
Rewelacyjna relacja!Ile czasu jechaliście z Waranasi do Agry? 4.04 rano przylatuję do Delhi. 8.04 rano wylatuję z Delhi do Madrasu. Myślałem czy wykonalne byłoby 4-5.04 przeznaczyć na Agrę; 6.04 rano wylot do Waranasi, 7.04 popołudniu powrót do Delhi. Z pociągami pewnie może być różnie, a czasu nie ma duzo. Jak uważasz, czy taki trip miałby sens zeby zobaczyc najwaznieszje miejsca?
tygrysm 18 lipca 2014 10:32 Odpowiedz
Arekkk, dzięki :)Pociąg Marudhar Express z Varanasi do Agry jechał rozkładowo prawie 12 godzin w nocy ;-) Ciężko mi teraz stwierdzić jak było z jego punktualnością, ale prawie na pewno był spóźniony. Natomiast jeśli byś startował z Delhi to do Agry masz 3-4 godziny jazdy pociągiem i jest ich kilka w ciągu dnia :)Tu masz rozkład pociągów: http://www.cleartrip.com/trains , na pewno ułatwi Ci to planowanie :)kevin, dzięki i cieszę się! :)ewaolivka, cieszę się, że Ci się podobało! :)ELBE, oj... uwierz, że jest dużo więcej syfiastych miejsc niż Bolonia ;-) Włochy nie są takie złe ;-)
gosiagosia 27 lipca 2014 23:01 Odpowiedz
Quote:Gdy już wiemy jaką klasą chcemy jechać należy jak najszybciej kupić bilet, gdyż Hindusi kupują bilety na wszelki wypadek, by później ewentualnie z nich rezygnować z potrąceniem niewielkiej opłaty. Najlepiej jest, gdy bilety są od razu dostępne i otrzymują z systemu status potwierdzony (CNF, Confirmed). Pasażer z takim biletem od razu otrzymuje numer łóżka/fotela. Jeżeli bilety nie są dostępne, otrzymuje się bilet RAC (reservation against cancelation) z odpowiednią cyferką. Np. RAC-1, RAC-2 oznaczającą miejsce w kolejce. Taka osoba może wejść na pokład pociągu i dostaje łóżko na spółkę z inną osobą z biletem RAC. Jeżeli ktoś z potwierdzoną rezerwacją się nie pojawi w pociągu to łóżka są przydzielane wg. kolejności w kolejce RAC.Skomplikowane? No to patrzcie dalej. Kolejną listą po RAC jest lista oczekujących WL. Tutaj także każdy otrzymuje swój numer w kolejce, np. WL-1, WL-2 itd. Są to osoby, które nie mogą wejść do pociągu, jednak w razie gdyby ktoś z potwierdzoną rezerwacją zrezygnował z podróży osoba z najwyższym numerem z listy RAC wskakuje na jej miejsce otrzymując bilet CNF, a osoba z najwyższym numerem WL wskakuje na najniższe miejsce RAC. W ten sposób osoba z waitlisty może jechać pociągiem, choć niekoniecznie mając pełne łóżko dla siebie. To tak w skrócie, bo jeszcze są różne inne niuanse tego systemu typu listy RemoteWL dla pasażerów wsiadających na stacjach innych niż główne.Powyżej omówione listy są prowadzone oddzielnie dla każdego pociągu, oddzielnie w każdej klasie. System rezerwacyjny na dobę przed odjazdem pociągu ze stacji początkowej układa tzw. listę rezerwacji która jest wiążąca. Po jej sporządzeniu każdy może sprawdzić na bieżąco w Internecie w statusie swojej rezerwacji czy pojedzie czy nie, jednak jeżeli miało się status RAC lub WL, który zamienił się na CNF nie widać w Internecie numeru łóżka, bądź fotela w którym odbędzie się swoją podróż. Finalna lista rezerwacji jest także wywieszana na peronie na kilka godzin przed odjazdem danego pociągu, ta już jest kompletna – z numerami miejsc dla każdego pasażera.tygrysm - i tym sposobem,dzięki Tobie po 3 latach dowiedziałam się dlaczego pomimo rezerwacji miejsca przez internet i otrzymaniu potwierdzenia rezerwacji (no bo przecież pieniądze ściągnięte z karty, co wg mnie było równoznaczne z kupieniem biletu) biletów nie miałam. A ja już tych biednych panów w okienku podejrzewałam o korupcję :) Myślałam, że przehandlowali moje bilety. I dałam wyraz swojemu niezadowoleniu. Chyba muszę wrócić z przeprosinami. A relacja świetna :)
tygrysm 27 lipca 2014 23:09 Odpowiedz
gosiagosia, ale mam nadzieję, że kasę odzyskałaś? :)
gosiagosia 27 lipca 2014 23:16 Odpowiedz
Tak - pieniądze były już na koncie po powrocie do Polski. Ale dopiero teraz wiem dlaczego tak się stało :lol:
sebciu88 21 października 2014 14:19 Odpowiedz
gosiagosia napisał:Mumbaj jest zdecydowanie najnowocześniejszym z miast jakie widziałem w Indiach, jest całkiem czysty na tle innych aglomeracji. Centrum ma spójną architekturę zachowująca styl jaki widać powyżej. Opinię tę jednak bazuję na niewielkim wycinku Bombaju jaki widziałem, pamiętajcie że jesteśmy w najdroższej dzielnicy miasta.Właśnie wróciłem z Indii i tak z ciekawości jeszcze raz przeczytałem tę relację...zastanawiam się czy byliśmy w tym samym miejscu...jeśli Mumbaj jest czysty, to Varanasi jest Singapurem :D
kozi 21 października 2014 19:53 Odpowiedz
na wiosnę sam wybieram się do indii więc przeczytałem z ciekawością:) elegancko się czyta:)
drmariusz 1 stycznia 2015 17:53 Odpowiedz
A jak jest z bezpieczeństwiem w pociągach i czy radę spacerować po zmroku po hinduskich miastach?
tygrysm 2 stycznia 2015 00:28 Odpowiedz
drmariusz, ja jechałem w klasach AC3 i AC2 i czułem się bezpiecznie - gorzej na dworcach. Jeśli chodzi o wieczory to zawsze chodziliśmy w grupie, ale nie czuliśmy się nigdy niebezpiecznie (pomijając to, że łatwo wpaść pod jadący samochód lub tuktuka ;) ).
gaszpar 2 stycznia 2015 00:38 Odpowiedz
drmariusz napisał:A jak jest z bezpieczeństwiem w pociągach i czy radę spacerować po zmroku po hinduskich miastach?W pociągach jest bezpiecznie nie ma się moim zdaniem o co martwic, zachowując ostrożność niczym w PKP.My chodziliśmy we dwójkę równierz po zmroku po miastach i było ok. Ale np w Agrze nie czuliśmy się komfortowo po zmroku bo prąd i w zw. z tym oświetlenie działa jak chce.Ogólnie przez miesiąc w Indiach nie czuliśmy się ani razu niebezpiecznie. Poza wycieczką w górach autobusem gdy na kretej drodze górskiej okazało się, że śmierć jest w tirze na przeciwko nas i w tym którego właśnie wyprzedzają ;) ale to już inny temat pozdrawiam Gaszpar Wysłane z mojego C6903 przy użyciu Tapatalka
tygrysm 2 stycznia 2015 00:52 Odpowiedz
Gaszpar, czekam na resztę Twojej relacji :P
arekkk 28 lutego 2015 23:37 Odpowiedz
Super relacja, mega dużo informacji.Mam pytanie do lotów/odpraw SpiceJet. Nie mam już karty debetowej, którą płaciłem za bilety (straciła ważność). Co powinienem zrobić? Mamy kilka lotów SpiceJetem, więc odpraw też będzie sporo.