Tymczasem dziewczyny zostały w pełni przygotowane do wycieczki:
Co nie koniecznie spodobało się lokalnym rybitwom
;)
Postanowiłem do nich dołączyć i chwilę później byliśmy już na przystani pontonów. Ruszamy! Na naszym pontonie jest 10 osób, mamy swojego przewodnika, który tłumaczy nam że lodowiec nie jest tak blisko jak by się wydawało - mamy do przepłynięcia 7 kilometrów, które pokonamy z pełną prędkością, a rozkoszować się lodem będziemy w drodze powrotnej.
Słowo się rzekło i korzystając z magii relacji teleportujemy się pod lodowiec. Voila!
Lodowiec z wierzchu pokryty jest warstwą popiołu pochodzącego z licznych erupcji wulkanicznych, które miały miejsce w okolicach w ciągu ostatnich kilku lat, a charakterystyczny dla lodowców niebieski kolor lodu powstaje gdy śnieg pada na lodowiec, a następnie zostaje ściśnięty przez piętrzący się na nim lód. Podczas jego podróży wewnątrz lodowca powietrze uwięzione między cząsteczkami lodu zostaje "wyciśnięte", a lód staje się jeszcze bardziej skompresowany i robi się coraz bardziej przeźroczysty. Proces ten dosłownie słychać przy lodowcu. W momencie gdy nasz kapitan wyłączył silnik łodzi od razu zaczęły być słyszalne uwalniające się w około bąbelki powietrza z otaczających nas gór lodowych. Co jakiś czas słychać też było pękanie gór lodowych, bądź też cielenie się lodowca, gdy bryły lodu wpadały do wody jeziora. Z resztą zerknijcie jak czysty jest lód pływający w wodzie jeziora:
Ruszamy w naszą podróż między górami lodowymi!
A te są najróżniejsze:
Nikt nie powiedział, że laguna nie ma swoich mieszkańców
;)
Ciekawostką jest fakt, że gdy góra lodowa topnieje, popiół w niej zawarty jest spychany przez spływającą wodę w takie kupki:
Gdy wróciliśmy do bazy potrzebowałem skorzystać z toalety... jak dobrze, że ta była właściwie oznaczona
;)
Po drugiej stronie mierzei warto zrobić sobie krótki spacer lodową plażą...
Na plaży, w występującej tu mgle jakaś zapewne gwiazda kręciła akurat swój teledysk. Nie jest to tu zjawisko niezwykłe, gdyż Jökulsárlón było wykorzystywane w takich produkcjach jak Batman: Początek, Tomb Raider, Śmierć nadejdzie jutro, czy Zabójczy Widok.
Może ktoś z was wie kto to? Myśmy nie mamy pojęcia...
Masa wrażeń związana z laguną za nami, wsiadamy w samochód i w drogę.
Okazuje się, że tuż obok jest kolejna, bliźniacza lecz mniejsza laguna lodowa - Fjallsárlón. Można tam dotrzeć zbaczając nieco z drogi numer 1. Sam dojazd jest bardzo dobrze oznaczony.
Jadąc dalej na zachód docieramy do Parku Narodowego Skaftafell. Oczywiście jak to na Islandii, zarówno parking jak i wejście do parku są darmowe. Główne atrakcje tego miejsca to hiking, hiking i jeszcze raz hiking, a najpopularniejszą trasą jest trasa pod Svartifoss, czyli Czarny Wodospad. Idziemy i my mijając piękne widoki!
By po ponad godzinie marszu dotrzeć do rzeczonego Czarnego Wodospadu:
Wodospad zawdzięcza swoją nazwę otaczającym go czarnym skałom wulkanicznym...
Po powrocie do centrum odwiedzających szybki łyk najpopularniejszej na Islandii wody Icelandic Glacial i ruszamy w drugą stronę - do czoła lodowca Skaftafell.
Po mniej niż godzinie spaceru docieramy pod lodowiec:
Tu przyszła kolej na kolejne lokowanie produktu. I to polskiego! Najbardziej popularnym przysmakiem na Islandii po skyrze jest oczywiście Prince Polo.
Tymczasem wracamy do naszej relacji
;) Jesteśmy już w drodze do Vik, jednak po drodze zatrzymujemy się jeszcze na chwilę przy Kirkjugolf, formacji skalnej przypominającej naturalną kostkę brukową - stąd nazwa - Podłoga kościelna. Ta znajduje się w ogrodzonym niską siatką parku przy odgałęzieniu drogi numer 1 na drogę 203. Należy skręcić na rondzie w prawo i zaparkować po lewej stronie przy furtce.
W drodze do Vik mijamy kolejne pola lawy...
...i piękne islandzkie widoki.
Dzień kończymy w Vik, malowniczego miasteczka w którym mieszka niespełna 300 osób, jednak nie przeszkodziło to plaży tego miasta zająć 10 miejsce na liście najlepszych czarnych plaż na Świecie.
c.d.n.
;)
Pozdrawiam, tygrysm
:)Dzień 6
Zaczynamy jak zwykle od mapki na kolejny dzień, choć ta jest dziś dość myląca
:)
Zaczynamy od porannego zahaczenia o 60-metrowy wodospad Skogafoss. Niestety pogoda nienajlepsza, co odbija się na zdjęciach, a zieleń otaczająca wodospad daje duży potencjał do pięknych fotek:
Dzisiejszy dzień poświęcimy głównie na zwiedzenie Þórsmörk, czyli Thorsmork. W wolnym tłumaczeniu jest to las Thora, boga piorunów. Tak na prawdę jest to rozgałęziająca się dolina słynąca z widoków, szlaków pieszych i rzek do przekroczenia, które stanowią jedno z największych wyzwań dla samochodów terenowych. Sami zobaczcie:
Z tego powodu zdecydowałem, że Suzuki poczeka, a my wsiadamy do busika. Co prawda przekraczanie rzek w wypożyczonych samochodach jest dozwolone, ale nie obowiązuje wtedy żadne ubezpieczenie. Znalazłem w Internecie, że lato w dolinę wjeżdżają trzy autobusy Reykjavik Excursions (rozkład: http://www.nat.is/travelguideeng/bus_st ... ork_re.htm), dlatego jedziemy do miasta Hvolsvollur skąd ze stacji benzynowej N1 o 10:15 rusza nasz busik. Ten pojawia się punktualnie - bilety można zakupić u kierowcy i kosztują aż 10000 koron (290 PLN) w dwie strony. Niestety popełniłem błąd, bo jakbyśmy wsiedli pod Seljalandsfoss (czyli na kolejnym przystanku), bilet ten by kosztował o 2000 koron taniej (prawie 60 PLN). No trudno, jedziemy. Pierwszy przystanek to właśnie wspomniany Seljalandsfoss - podobno ulubiony wodospad wyspiarzy:
Wodospad ten zasilany jest ze źródła, więc zawsze spada nim tyle samo wody. Zwróćcie uwagę, że jest to jedyny wodospad na Islandii, który można zobaczyć od tyłu! Niestety przystanek był na tyle krótki, że prawdopodobnie bym nie zdążył się przejść pod wodospadem i jeszcze zrobić zdjęcia, więc zrezygnowałem, ale dziewczyny zdążyły. Ważną informacją jest fakt, że islandcy kierowcy nie zwykli czekać na spóźnialskich, więc lepiej być w pojeździe o czasie.
Do doliny Thorsmork wjeżdżamy drogą F249, która szybko przestaje być drogą asfaltową. Po prawej stronie mijamy Eyjafallajokull, który unieruchomił przestrzeń lotniczą Europy i Ameryki Północnej w 2010 roku. Oto zdjęcia z drogi:
Uwierzcie, zrobiłem więcej, ale większość wyszła poruszona, bo tak trzęsło. Po drodze zatrzymujemy się przy jednym z jęzorów lodowcowych. Podobno przed erupcją wspomnianego wcześniej wulkanu była tu podobna laguna lodowa jaką widzieliście w poprzednim odcinku relacji, jednak została ona kompletnie zasypana przez popiół wulkaniczny.
super
:) czekam na dalszy ciąg!!! ja będę na Islandii za tydzień
:) trasa trochę inna, nie robimy wschodu tylko Zachodnie Fiordy. Trochę mnie zmartwiłeś tym autkiem 4x4. Czytałam w wielu miejscach, że spokojnie starcza zwykła osobówka nawet na zachodnich fiordach. No ale za późno już na strach, Yariska musi dać radę
;)
Świetna relacja. Akurat za kilka dni lecę na Islandię, więc jak znalazł.Mam pytanie o drogi do/na półwyspie Snaefellsnes. Ze względu na krótki pobyt i tym samym ograniczony program, zdecydowałem się na wynajęcie zwykłego auta. Da radę tam takim pojeździć?
Super relacja, a ja jak zwykle dorzucę parę groszy od siebie - ptaszor ze zdjęcia, ten z zamiłowaniem do uciekania z jezdni, zdaje się być lokalnym gatunkiem krwawodzioba - Tringa totanus robustahttp://www.birdguides.com/species/species.asp?sp=202573
też lecę za tydz:)ile trzeba było czekać na wycieczkę Zodiakiem? rozważamy właśnie ją lub amfibię, ale nie wiem czy rezerwować przed ze względu na pogodę - gdyby coś się zepsuło to można by zorbić ją następnego dnia rano... ale z Twojej relacji wynika, że jest duży popyt na te wycieczki może być trudno...
nowhere, dzięki
:)klapio, dziękuję
:) Zestaw foto to Pentax K-5IIs + Pentax DA 12-24 f4, Sigma 17-50 HSM f2.8, Pentax FA 50 f1.7, Tamron 70-200 f2.8 i Pentax DA 10-17 f3.5-4.5 Fisheye. Trochę tego było
;)maxima, myśmy rezerwowali na dzień przed na ich stronie internetowej. Rezerwuje się na konkretną godzinę i trzeba być na pół godziny przed wypłynięciem. Myśmy płynęli chyba o 10.30 i jeszcze były miejsca na kolejne godziny, ale około 12.00 już nie było nic do końca dnia. Natomiast na "kaczkę" były miejsca, ale nie wiem jak często pływała i ile czasu trzeba było czekać
;)
Miło jest porównać wycieczkę odbytą w tym samym czasie aczkolwiek w odwrotnym kierunku.Mimo, że byliśmy w tym samym czasie to pogoda u Was jakby lepsza.Jeżeli chodzi o wynajęcie samochodu, my wynajęliśmy starą Toyotę Corollę, przejechaliśmy 2700km bez żadnych problemów(z wyjątkiem braku konfortu podczas noclegu w tejże dla mojego kolegi).Przejechaliśmy drogę od Dettifossa do Asbyrgi od strony Parku,przełęcz Oxi i parę innych nie za łatwych odcinków.Mimo niskiego zawieszenia spisała się ok.Tak,że Ci ,którzy wynajęli Yarisy też dadzą radę.Pozdrawiam
No cóż... Trzeba będzie się tam kiedyś wybrać. Świetna relacja. Czekam na podsumowanie kosztów. Wiem, że znajomy chciałby tam w tym roku pojechać, więc na pewno się przyda
;)
Przepraszam wszystkich, ze tak to się przeciąga - miałem mieć wolny dzień i tyle z tego było. Mam nadzieję, że jutro (dziś) dociułam relację do końca
:)Monty, dzięki
:)WaldekK, wielkie dzieki - dziura we Flightdiary uzupełniona
;-)AJAJ,
:-)Maxima0909 - najgorsze są koszty które mogą się rozłożyć na kilka osób, czyli samochód i benzyna. Jak się podróżuje w 4 osoby i się zabierze jedzenie z Polski już nie jest tak strasznie
;-)refiko, zależy co uważasz za pokaźny budżet. Staraliśmy się wszystko ogarniać najtaniej jak się da
:) -- 25 Cze 2014 00:32 -- Przepraszam wszystkich, ze tak to się przeciąga - miałem mieć wolny dzień i tyle z tego było. Mam nadzieję, że jutro (dziś) dociułam relację do końca
:)Monty, dzięki
:)WaldekK, wielkie dzieki - dziura we Flightdiary uzupełniona
;-)AJAJ,
:-)Maxima0909 - najgorsze są koszty które mogą się rozłożyć na kilka osób, czyli samochód i benzyna. Jak się podróżuje w 4 osoby i się zabierze jedzenie z Polski już nie jest tak strasznie
;-)refiko, zależy co uważasz za pokaźny budżet. Staraliśmy się wszystko ogarniać najtaniej jak się da
:)
Świetna, inspirująca relacja
:!: Zastanawia mnie tylko, czy taniej nie wyszłaby wersja morska - promy wypływają z duńskich Hanstholm czy Hirtshals, pakuje się swój samochód, klamoty, może i namiot.
Raphael, ciężko mi stwierdzić, ale sam prom na pewno też nie jest tani (Skandynawia
;-) ). Dodatkowo dochodzi ilość potrzebnego urlopu na samą podróż - u nas by nie przeszło
;)
Witam wszystkich!Choć dopiero teraz się odzywam, to forum "podczytuję" sporadycznie nie od dziś. Tę relację przeczytałem jednym tchem i wbrew mej konsternacji wobec ilości detali zawartych w opisach (w życiu nie przyszło mi do głowy fotografować samolotu czy szukać jego rejestracji - nawet nie wiedziałem, że takowe istnieją tak na dobrą sprawę!) bardzo pomoże mi ona w planowaniu tygodniowego objazdu Islandii. W przypadku naszej grupy głównym celem mają być zorze polarne, toteż podróż odbędzie się na znacznie mniej nasłonecznionym przełomie października i listopada, jednakowoż wiele informacji jest tu naprawdę uniwersalnych, za co dziękuję. Zdjęcia niewątpliwie robią wrażenia.Pozdrawiam.
To droga nr 1 głównie jest, więc raczej nie powinno być problemu.Ja w lipcu objechałam zachodnie fiordy osobówką. Klekotało przeraźliwie na gravel road, ale da się i to zrobić.Dodam, że szyba oberwała na drodze nr 1 właśnie, pięknej asfaltowej. Nie na gravel. Islandia jest nieprzewidywalna
;)
Ja właśnie chce jechać drogą nr 1 ale nie wykluczam jakichś zjazdów jeśli jakieś miejsce nas zainteresuje. Z jakiej wypożyczalni miałaś samochód? Myślałem o economycarrentals com bo mają dobre ceny ale nie wiem właśnie jak to wychodzi z ubezpieczeniem. Czy Collision Damage Waiver i Third party insurance obejmuje ubezpieczenie przedniej szyby? Czy trzeba to osobno domówić? Bo w formularzu nie ma takiej opcji.pozdrawiam
Samochód miałam rezerwowany przez economycarrentals właśnie bo cenowo wyszło przyzwoicie. Na miejscu okazało się, że wypożyczalnia to niejakie Hasso. Na miejscu wykupiliśmy dodatkowo cdw + gravel protection + front screen (front screen z 15% wkładem własnym). To skomplikowana sytuacja była. Był spory odprysk na szybie.Pobrali nam z karty całość za szybę pomimo ubezpieczenia. Powiedzieli ze oddadzą po wycenie...Faktycznie zwrócili najpierw 85% bo niby 15% wkładu było nasze. Ale my się z nimi kłóciliśmy, że mamy wykupione gravel i na ich stronie było wyraźnie napisane, że to ubezpieczenie obejmuje uszkodzenia również przedniej szyby w całości. Oddali nam w końcu całość, ale były nerwy, stres i dużo pisania do nich i pośrednika. Oczywiście ze swojej strony od razu usunęli informację, że to ubezpieczenie pokrywa przednią szybę. Jak zwykle jest tak, że dopóki nie ma problemu to wszystko jest fajnie, ale jak tylko coś się pojawia to od razu wypożyczalnia zmienia twarz.Ach i w zasadzie przy opcji zamawiania auta przez pośrednika wybrałam opcję ZERO Deductible (refundable) i to chyba nas uratowało jakoś.Moja rada - czytać dokładnie co się podpisuje i upewniać się.
drink_, tak! Ja z tego co pamiętam pokonywałem tę trasę właśnie w czerwcu
:)economycarrentals to tylko pośrednik. Ubezpieczenie lepiej zapłacić na miejscu w firmie z której faktycznie bierzesz samochód, bo jak się ubezpieczysz u pośrednika to firma najpierw w razie czego zabierze Ci kasę z karty, a później będziesz musiał walczyć o odzyskanie tego u pośrednika. Zerknij bezpośrednio na Geysir i Blue Car Rental. Tak jak pisałem - warto się ubezpieczyć na wszystko łącznie z popiołem.
Cześć. Na wstępie gratuluje fantastycznej relacji. Czyta się jak marzenie
:)Chciałabym zapytać Ciebie tygrysm i ewentualnie innych, którzy już byli na Islandii - jak rozwiązaliście sprawę z dodatkowymi ubezpieczeniami samochodu? Dzwoniłam do kilku firm (Europcar, Avis, Budget) i nie oferują czegoś takiego, jak ubezpieczenie "od żwiru" czyli od szkód wywołanych odpryskami kamyków.My rozważamy wypożyczenie VW Polo lub czegoś podobnego, czyli klasa N. W Avis jest Sand&Ash protection za 1100 ISK za dzień albo Super-Casco znoszące udział w szkodzie do 25 000 ISK za 2300 ISK na dzień, ale to ciągle nie załatwia uszkodzenia lakieru przez kamyki.W Europcar możliwe jest tylko 1 ubezpieczenie - znosi udział w szkodzie do 164 euro za ok. 89 euro za tydzień (czy szkoda to tylko kolizja czy obicie przez kamyki?)W Budget też udział własny tylko zmniejszają.Znalazłam jeszcze ofertę wynajmu - bez żadnego ubezpieczenia na miejscu, ale przez pośrednika DigiCar, gdzie wykupuje się polskie ubezpieczenia AXA za 150 zł na tydzień i ono pokrywa szkody na szybach, dachu, karoserii, oponach itd. Czy ktoś z Was może coś na ten temat powiedzieć?Z góry bardzo dziękuję
:)
Cześć @jo_annprzepraszam, że dopiero teraz Ci odpisuję. Spróbuj poszukać w jakiejś typowo islandzkiej wypożyczalni. Ja bardzo polecam http://www.bluecarrental.is/ którzy mają nawet ubezpieczenie od wpływu popiołu na samochód i jak się okazało przydało nam się.Pozdrawiam,tygrysm
:-)
Tymczasem dziewczyny zostały w pełni przygotowane do wycieczki:
Co nie koniecznie spodobało się lokalnym rybitwom ;)
Postanowiłem do nich dołączyć i chwilę później byliśmy już na przystani pontonów. Ruszamy! Na naszym pontonie jest 10 osób, mamy swojego przewodnika, który tłumaczy nam że lodowiec nie jest tak blisko jak by się wydawało - mamy do przepłynięcia 7 kilometrów, które pokonamy z pełną prędkością, a rozkoszować się lodem będziemy w drodze powrotnej.
Słowo się rzekło i korzystając z magii relacji teleportujemy się pod lodowiec. Voila!
Lodowiec z wierzchu pokryty jest warstwą popiołu pochodzącego z licznych erupcji wulkanicznych, które miały miejsce w okolicach w ciągu ostatnich kilku lat, a charakterystyczny dla lodowców niebieski kolor lodu powstaje gdy śnieg pada na lodowiec, a następnie zostaje ściśnięty przez piętrzący się na nim lód. Podczas jego podróży wewnątrz lodowca powietrze uwięzione między cząsteczkami lodu zostaje "wyciśnięte", a lód staje się jeszcze bardziej skompresowany i robi się coraz bardziej przeźroczysty. Proces ten dosłownie słychać przy lodowcu. W momencie gdy nasz kapitan wyłączył silnik łodzi od razu zaczęły być słyszalne uwalniające się w około bąbelki powietrza z otaczających nas gór lodowych. Co jakiś czas słychać też było pękanie gór lodowych, bądź też cielenie się lodowca, gdy bryły lodu wpadały do wody jeziora. Z resztą zerknijcie jak czysty jest lód pływający w wodzie jeziora:
Ruszamy w naszą podróż między górami lodowymi!
A te są najróżniejsze:
Nikt nie powiedział, że laguna nie ma swoich mieszkańców ;)
Ciekawostką jest fakt, że gdy góra lodowa topnieje, popiół w niej zawarty jest spychany przez spływającą wodę w takie kupki:
Gdy wróciliśmy do bazy potrzebowałem skorzystać z toalety... jak dobrze, że ta była właściwie oznaczona ;)
Po drugiej stronie mierzei warto zrobić sobie krótki spacer lodową plażą...
Na plaży, w występującej tu mgle jakaś zapewne gwiazda kręciła akurat swój teledysk. Nie jest to tu zjawisko niezwykłe, gdyż Jökulsárlón było wykorzystywane w takich produkcjach jak Batman: Początek, Tomb Raider, Śmierć nadejdzie jutro, czy Zabójczy Widok.
Może ktoś z was wie kto to? Myśmy nie mamy pojęcia...
Masa wrażeń związana z laguną za nami, wsiadamy w samochód i w drogę.
Okazuje się, że tuż obok jest kolejna, bliźniacza lecz mniejsza laguna lodowa - Fjallsárlón. Można tam dotrzeć zbaczając nieco z drogi numer 1. Sam dojazd jest bardzo dobrze oznaczony.
Jadąc dalej na zachód docieramy do Parku Narodowego Skaftafell. Oczywiście jak to na Islandii, zarówno parking jak i wejście do parku są darmowe. Główne atrakcje tego miejsca to hiking, hiking i jeszcze raz hiking, a najpopularniejszą trasą jest trasa pod Svartifoss, czyli Czarny Wodospad. Idziemy i my mijając piękne widoki!
By po ponad godzinie marszu dotrzeć do rzeczonego Czarnego Wodospadu:
Wodospad zawdzięcza swoją nazwę otaczającym go czarnym skałom wulkanicznym...
Po powrocie do centrum odwiedzających szybki łyk najpopularniejszej na Islandii wody Icelandic Glacial i ruszamy w drugą stronę - do czoła lodowca Skaftafell.
Po mniej niż godzinie spaceru docieramy pod lodowiec:
Tu przyszła kolej na kolejne lokowanie produktu. I to polskiego! Najbardziej popularnym przysmakiem na Islandii po skyrze jest oczywiście Prince Polo.
W zimę warto rozważyć wycieczkę z przewodnikiem do jaskini lodowej Skaftafell, która ze względów bezpieczeństwa jest niedostępna w lato. http://www.glacierguides.is/day-tours/g ... he-glacier
foto: localguide.is
Tymczasem wracamy do naszej relacji ;) Jesteśmy już w drodze do Vik, jednak po drodze zatrzymujemy się jeszcze na chwilę przy Kirkjugolf, formacji skalnej przypominającej naturalną kostkę brukową - stąd nazwa - Podłoga kościelna. Ta znajduje się w ogrodzonym niską siatką parku przy odgałęzieniu drogi numer 1 na drogę 203. Należy skręcić na rondzie w prawo i zaparkować po lewej stronie przy furtce.
W drodze do Vik mijamy kolejne pola lawy...
...i piękne islandzkie widoki.
Dzień kończymy w Vik, malowniczego miasteczka w którym mieszka niespełna 300 osób, jednak nie przeszkodziło to plaży tego miasta zająć 10 miejsce na liście najlepszych czarnych plaż na Świecie.
c.d.n. ;)
Pozdrawiam,
tygrysm :)Dzień 6
Zaczynamy jak zwykle od mapki na kolejny dzień, choć ta jest dziś dość myląca :)
Zaczynamy od porannego zahaczenia o 60-metrowy wodospad Skogafoss. Niestety pogoda nienajlepsza, co odbija się na zdjęciach, a zieleń otaczająca wodospad daje duży potencjał do pięknych fotek:
Dzisiejszy dzień poświęcimy głównie na zwiedzenie Þórsmörk, czyli Thorsmork. W wolnym tłumaczeniu jest to las Thora, boga piorunów. Tak na prawdę jest to rozgałęziająca się dolina słynąca z widoków, szlaków pieszych i rzek do przekroczenia, które stanowią jedno z największych wyzwań dla samochodów terenowych. Sami zobaczcie:
https://www.youtube.com/watch?v=KRK73HxkpF0
Z tego powodu zdecydowałem, że Suzuki poczeka, a my wsiadamy do busika. Co prawda przekraczanie rzek w wypożyczonych samochodach jest dozwolone, ale nie obowiązuje wtedy żadne ubezpieczenie. Znalazłem w Internecie, że lato w dolinę wjeżdżają trzy autobusy Reykjavik Excursions (rozkład: http://www.nat.is/travelguideeng/bus_st ... ork_re.htm), dlatego jedziemy do miasta Hvolsvollur skąd ze stacji benzynowej N1 o 10:15 rusza nasz busik. Ten pojawia się punktualnie - bilety można zakupić u kierowcy i kosztują aż 10000 koron (290 PLN) w dwie strony. Niestety popełniłem błąd, bo jakbyśmy wsiedli pod Seljalandsfoss (czyli na kolejnym przystanku), bilet ten by kosztował o 2000 koron taniej (prawie 60 PLN). No trudno, jedziemy. Pierwszy przystanek to właśnie wspomniany Seljalandsfoss - podobno ulubiony wodospad wyspiarzy:
Wodospad ten zasilany jest ze źródła, więc zawsze spada nim tyle samo wody. Zwróćcie uwagę, że jest to jedyny wodospad na Islandii, który można zobaczyć od tyłu! Niestety przystanek był na tyle krótki, że prawdopodobnie bym nie zdążył się przejść pod wodospadem i jeszcze zrobić zdjęcia, więc zrezygnowałem, ale dziewczyny zdążyły. Ważną informacją jest fakt, że islandcy kierowcy nie zwykli czekać na spóźnialskich, więc lepiej być w pojeździe o czasie.
Do doliny Thorsmork wjeżdżamy drogą F249, która szybko przestaje być drogą asfaltową. Po prawej stronie mijamy Eyjafallajokull, który unieruchomił przestrzeń lotniczą Europy i Ameryki Północnej w 2010 roku. Oto zdjęcia z drogi:
Uwierzcie, zrobiłem więcej, ale większość wyszła poruszona, bo tak trzęsło. Po drodze zatrzymujemy się przy jednym z jęzorów lodowcowych. Podobno przed erupcją wspomnianego wcześniej wulkanu była tu podobna laguna lodowa jaką widzieliście w poprzednim odcinku relacji, jednak została ona kompletnie zasypana przez popiół wulkaniczny.