100 metrów szerokości, 45 metrów spadku, ale to nie są najistotniejsze "wymiary" Dettifossa. Woodospad ten znany jest z największej energii w Europie. W każdej sekundzie spada z niego średnio 193 metrów sześciennych wody. Dla uzmysłowienia sobie rozmiaru wodospadu, zerknijcie na ludzi stojących na skałach po lewej stronie:
Zdjęcia zdjęciami, ale niewiele one pokazują przy tym:
Możecie zapytać czemu twierdzę, że z drugiej strony jest gorszy widok na wodospad. Ano dlatego:
...może być tam trochę bardziej mokro.
Jedziemy dalej obwodnicą w kierunku Egilsstaðir, nieopodal którego mamy kolejny nocleg. Droga po raz kolejny zmienia swój klimat. Pojawiają się jeziora wytopiskowe, rzeki zasilane lodowcami i śnieg. Czuć, że zbliżają się lodowce... Zdjęcia nie do końca oddają piękno tej okolicy.
Jak to pięknie ujął jeden z przewodników - większość przydrożnych siklaw (ja bym nie użył tego słowa, to tylko cytat
;-) ) w każdym innym kraju było by wielkimi atrakcjami turystycznymi, tutaj są zwykłym elementem krajobrazu. Oto jeden z takich wodospadów:
Przejeżdżamy przez Egilsstaðir, miasto w którym wg. przewodnika "całe życie kręci się wokół stacji benzynowej Esso" (której to nie udało nam się znaleźć
;-) i kawałek dalej nocujemy w Stora, gdzie czeka na nas taki oto domek:
Na zewnątrz się rozwiało, a prysznic był w oddzielnym domku prysznicowym, więc wycieczki tam w pidżamie były wyjątkowo ekscytujące
;) Swoją drogą jeśli zastanawialiście się jak na Islandii wygląda noc w czerwcu, to wygląda tak:
Ale zdziwilibyście się jak szybko można do tego przywyknąć
:)
Dzień 4
Dzisiejszy dzień traktowaliśmy jako typowy dzień na przemieszczenie się z punktu A do B, gdzie punkt B to Hofn, miasteczko rybackie na południowo-wschodnim rogu wyspy. Tak myśleliśmy, zanim nie wyruszyliśmy... nasza gospodyni w Stora uprzedziła nas, że przed nami jej drugi ulubiony widokowo fragment Islandii po tym, który przejechaliśmy dzień wcześniej. Do wyboru są dwie drogi - drogą numer 1, która wiedzie przez góry, albo powrót do Egilsstaðir i wjazd na wiodącą wzdłuż wybrzeża drogę 92/96. Oto plan na dziś wg. Google Maps:
Zapytaliśmy przed wyjazdem naszą gospodynię która droga jest ciekawsza i ta nie mogła się zdecydować - powiediała jednak, że jazda obwodnicą na tym odcinku potrafi być trudna, bo często jedzie się w chmurach i widoczność jest ograniczona do kilku metrów przed maską samochodu. My jednak i tak nastawialiśmy się na nieco dłuższą drogę wzdłuż wody. Żeby jednak do niej dotrzeć należy i tak przejechać przez góry, a te są po prostu piękne:
Wzdłuż drogi porozstawiane są przypomnienia, że dodatkowa przyczepność jest niezbędna w górach, bo droga potrafi być stroma.
I w końcu dojeżdżamy do wybrzeża, i to jakiego wybrzeża
;-)
Pamiętacie o zwierzętach na drodze?
;) Niestety, my nie trafiliśmy na renifery, ale muszą gdzieś być w tej okolicy...
Ze względów widokowych decydujemy się podjechać do Eskifjorður - nieco ponad tysięcznej miejscowości do której prowadzi droga z takimi oto widokami:
Samo miasteczko jest położone niemniej malowniczo - bowiem co może być bardziej islandzkiego niż wodospad w centrum miasta?
W mieście chcieliśmy pójść do lokalnego muzeum morskiego, to jednak otwarte jest dopiero od 14:00, więc obeszliśmy się zdjęciem z zewnątrz:
Na Islandii godziny otwarcia różnych atrakcji są bardzo dziwnie dobrane. Większość muzeów w lato otwieranych jest po południu i otwarte są do wieczora. Restauracje są otwierane tylko na serwis lunchowy i kolację. Tą ostatnią je się na Islandii o 19.00. Należy także uważać na godziny meldowania się w obiektach, a zwłaszcza w pensjonatach, bowiem te potrafią się bardzo różnić od siebie. W zdecydowanej większości przypadków obsługa nie jest całodobowa, więc trzeba być na miejscu do 21.00-22.00, mimo że jasność zachęca do dalszego zwiedzania.
Jedziemy dalej wzdłuż wybrzeża przejeżdżając przez mierzący 5900 metrów, otwarty w 2005 roku tunel Fáskrúðsfjörður. Jadąc tędy pamiętajcie, że wewnątrz znajduje się fotoradar, więc noga z gazu. Co ciekawe, przez tunel przejeżdża tylko 500 samochodów dziennie - to daje obraz o wielkości ruchu w tej części wyspy.
Kolejna porcja przydrożnych widoków:
Po drodze mijamy jedną z licznych stadnin koni islandzkich, a w zasadzie kuców.
Konie te mimo, że małe są wyjątkowo wytrzymałe i są znane z długiego życia. Dzięki prawnej ochronie (do Islandii nie można sprowadzać koni, a koń który opuścił kraj nie może do niego już wrócić) oraz niewielkiej ilości chorób, konie te są wyjątkowo czystej krwii.
Oprócz stępu, kłusu i galopu, konie te potrafią także wykonywać dwa inne rodzaje chodu. Rasa ta jest popularna nie tylko na Islandii, ale najlepsze okazy zostają właśnie tutaj.
Jedziemy dalej
;)
Jeśli macie ochotę, po drodze w mieście Stöðvarfirði znajduje się ponoć jedna z największych atrakcji w tej części Islandii - Petra's Stone Collection. Szczerze mówiąc... odpuściliśmy sobie
;)
Przed samym Höfn dojeżdżamy do Hvalnes z piękną czarną mierzeją-plażą. Chodząc po plaży należy uważać, by nie zadeptać roślinności, która tu występuje, gdyż część z tutejszej flory jest unikalna.
Na koniec dnia dojeżdżamy do Höfn, małej lecz popularnej wśród turystów miejscowości rybackiej na wybrzeżu. Stwierdziliśmy, że zaszalejemy i udamy się do restauracji. Nasza gospodyni w pensjonacie w którym dziś mieszkamy powiedziała nam, żeby się udać do mieszczącej się w samym porcie restauracji Pakkhus:
Lokalna kuchnia opiera się oczywiście na daniach morskich, a samo Höfn znane jest z połowu homarów. Nie zostało mi więc nic tylko zacisnąć zęby (patrząc na cenę
;) ) i zamówić takowego. Dałbym głowę, że ten homar (lobster), bardziej przypomina langustynki, ale co tam - i tak było pyszne:
Dziewczyny zdecydowały się na jagnięcinę (widać na górze powyższego zdjęcia). Oba dania były przepyszne! Jak szaleć to szaleć - zdecydowaliśmy się, że idziemy po całości i bierzemy deser. Najciekawsza opcja w menu to wulkaniczny skyr:
W oczekiwaniu na deser wyjaśnienie co to ten skyr. Skyr to coś pomiędzy jogurtem, a serkiem homogenizowanym. Jest to tradycyjny produkt islandzki i można go tu spotkać wszędzie w wersji przemysłowej. My jednak dostajemy wersję "pro"
:) Z resztą sami popatrzcie - zgodnie z zapowiedzią... wulkan:
Cały strzelał! Maliny zostały przygotowane w taki sposób, że strzelały w ustach, te kawałki "skały" to tak na prawdę bezy, skyr jest lekko kwaskowaty - idealny deser! Warto tu wpaść tylko dla tego deseru. Na prawdę polecam!
:) Za cały obiad zapłaciłem około 7500 koron, czyli około 215 zł. Drogo, ale tu wszystkie restauracje tyle kosztują.
Z innych propozycji naszej pani gospodyni warto iść do baru na wprost Pakkhusa jeśli ktoś ma mniejszy budżet. Należy natomiast unikać znajdującej się w każdym przewodniku restauracji Vikin, która ponoć jest drogą pułapką na turystów.
Po obiedzie udaliśmy się jeszcze krótki spacerek po miasteczku. W przewodniku była informacja o znajdującym się tu muzeum lodowców, jednak w informacji turystycznej okazało się, że to jest już nieczynne od dwóch lat. Idziemy więc wzdłuż wybrzeża...
Po drodze mijamy typowe islandzkie ptactwo... nie wiem co to za gatunek, ale wiem że nadwyraz często stoi na asfalcie i ucieka samochodom spod kół w ostatnim momencie
;)
Jednak zdecydowanie najpopularniejsza jest rybitwa popielata. Ptaki te potrafią być bardzo agresywne i atakują przechodzących ludzi nurkując na nich, jednak nie są odważne na tyle by do nich dolecieć. Tę sfotografowałem gdy zasadzała się na mnie:
Hofn znane jest także z widoków na pobliskie jęzory lodowca Vatnajökull. Ewidentnie wkraczamy w krainę lodowców górkich:
Późno już, więc wracamy do naszego pensjonatu w farmie Dynjandi, znajdującej się niedaleko Hofn.
Z ciekawostek dotyczących naszej farmy: - całość wody z której korzysta farma pochodzi z wodospadu znajdującego się za farmą - teren na którym leży farma podwyższa się w tempie 2 cm na rok - jest to jeden z pierwszych budynków w okolicy, któremu dostarczono prąd. Dziś wiele farm ma własne małe elektrownie wodne lub wiatrowe, a nadmiar produkcji prądu sprzedają do krajowej sieci elektrycznej.
Dzień 5
Dziś dzień lodowców
:) Jedziemy dalej na zachód.
Po 50 minutach jazdy od Hofn jesteśmy w najbardziej znanej na Islandii lagunie lodowej - Jökulsárlón. Jezioro powstało w skutek cofania się lodowca Breiðamerkurjökull znad wybrzeża Oceanu Atlantyckiego. Dzięki mierzei oddzielającej je od Atlantyku pływają na nim niezliczone góry lodowe. Według ostatnich pomiarów jest to najgłębsze jezioro na Islandii mierzy ono 248 metrów głębokości. Uważane jest za jeden z naturalnych cudów Islandii. Z resztą sami popatrzcie:
Jezioro można obejrzeć na trzy sposoby: ograniczyć się do obejrzenia jeziora spod parkingu (nie polecam
;) ), skorzystania z 45-minutowej, kosztującej 4000 koron (115 PLN) przejażdżki amfibią taką jak ta...
...lub skorzystania z Zodiac Boat Tour, którzy oferują godzinną wycieczkę pontonem pod czoło lodowca, uważaną za najlepszą atrakcję Islandii wg. Tripadvisor. Ta opcja kosztuje 6500 ISK, czyli 190 PLN i to na nią się zdecydowaliśmy. Warto jednak dokonać rezerwacji miejsca na łodzi przez Internet, gdyż gdy przyjechaliśmy rano na miejsce, nie było już wolnych miejsc do końca dnia. Za rezerwację online płaci się i tak po przybyciu do bazy Zodiac Boat Tour. W oczekiwaniu na godzinę wypłynięcia naszej łodzi zrobiłem jeszcze kilka zdjęć
;)
super
:) czekam na dalszy ciąg!!! ja będę na Islandii za tydzień
:) trasa trochę inna, nie robimy wschodu tylko Zachodnie Fiordy. Trochę mnie zmartwiłeś tym autkiem 4x4. Czytałam w wielu miejscach, że spokojnie starcza zwykła osobówka nawet na zachodnich fiordach. No ale za późno już na strach, Yariska musi dać radę
;)
Świetna relacja. Akurat za kilka dni lecę na Islandię, więc jak znalazł.Mam pytanie o drogi do/na półwyspie Snaefellsnes. Ze względu na krótki pobyt i tym samym ograniczony program, zdecydowałem się na wynajęcie zwykłego auta. Da radę tam takim pojeździć?
Super relacja, a ja jak zwykle dorzucę parę groszy od siebie - ptaszor ze zdjęcia, ten z zamiłowaniem do uciekania z jezdni, zdaje się być lokalnym gatunkiem krwawodzioba - Tringa totanus robustahttp://www.birdguides.com/species/species.asp?sp=202573
też lecę za tydz:)ile trzeba było czekać na wycieczkę Zodiakiem? rozważamy właśnie ją lub amfibię, ale nie wiem czy rezerwować przed ze względu na pogodę - gdyby coś się zepsuło to można by zorbić ją następnego dnia rano... ale z Twojej relacji wynika, że jest duży popyt na te wycieczki może być trudno...
nowhere, dzięki
:)klapio, dziękuję
:) Zestaw foto to Pentax K-5IIs + Pentax DA 12-24 f4, Sigma 17-50 HSM f2.8, Pentax FA 50 f1.7, Tamron 70-200 f2.8 i Pentax DA 10-17 f3.5-4.5 Fisheye. Trochę tego było
;)maxima, myśmy rezerwowali na dzień przed na ich stronie internetowej. Rezerwuje się na konkretną godzinę i trzeba być na pół godziny przed wypłynięciem. Myśmy płynęli chyba o 10.30 i jeszcze były miejsca na kolejne godziny, ale około 12.00 już nie było nic do końca dnia. Natomiast na "kaczkę" były miejsca, ale nie wiem jak często pływała i ile czasu trzeba było czekać
;)
Miło jest porównać wycieczkę odbytą w tym samym czasie aczkolwiek w odwrotnym kierunku.Mimo, że byliśmy w tym samym czasie to pogoda u Was jakby lepsza.Jeżeli chodzi o wynajęcie samochodu, my wynajęliśmy starą Toyotę Corollę, przejechaliśmy 2700km bez żadnych problemów(z wyjątkiem braku konfortu podczas noclegu w tejże dla mojego kolegi).Przejechaliśmy drogę od Dettifossa do Asbyrgi od strony Parku,przełęcz Oxi i parę innych nie za łatwych odcinków.Mimo niskiego zawieszenia spisała się ok.Tak,że Ci ,którzy wynajęli Yarisy też dadzą radę.Pozdrawiam
No cóż... Trzeba będzie się tam kiedyś wybrać. Świetna relacja. Czekam na podsumowanie kosztów. Wiem, że znajomy chciałby tam w tym roku pojechać, więc na pewno się przyda
;)
Przepraszam wszystkich, ze tak to się przeciąga - miałem mieć wolny dzień i tyle z tego było. Mam nadzieję, że jutro (dziś) dociułam relację do końca
:)Monty, dzięki
:)WaldekK, wielkie dzieki - dziura we Flightdiary uzupełniona
;-)AJAJ,
:-)Maxima0909 - najgorsze są koszty które mogą się rozłożyć na kilka osób, czyli samochód i benzyna. Jak się podróżuje w 4 osoby i się zabierze jedzenie z Polski już nie jest tak strasznie
;-)refiko, zależy co uważasz za pokaźny budżet. Staraliśmy się wszystko ogarniać najtaniej jak się da
:) -- 25 Cze 2014 00:32 -- Przepraszam wszystkich, ze tak to się przeciąga - miałem mieć wolny dzień i tyle z tego było. Mam nadzieję, że jutro (dziś) dociułam relację do końca
:)Monty, dzięki
:)WaldekK, wielkie dzieki - dziura we Flightdiary uzupełniona
;-)AJAJ,
:-)Maxima0909 - najgorsze są koszty które mogą się rozłożyć na kilka osób, czyli samochód i benzyna. Jak się podróżuje w 4 osoby i się zabierze jedzenie z Polski już nie jest tak strasznie
;-)refiko, zależy co uważasz za pokaźny budżet. Staraliśmy się wszystko ogarniać najtaniej jak się da
:)
Świetna, inspirująca relacja
:!: Zastanawia mnie tylko, czy taniej nie wyszłaby wersja morska - promy wypływają z duńskich Hanstholm czy Hirtshals, pakuje się swój samochód, klamoty, może i namiot.
Raphael, ciężko mi stwierdzić, ale sam prom na pewno też nie jest tani (Skandynawia
;-) ). Dodatkowo dochodzi ilość potrzebnego urlopu na samą podróż - u nas by nie przeszło
;)
Witam wszystkich!Choć dopiero teraz się odzywam, to forum "podczytuję" sporadycznie nie od dziś. Tę relację przeczytałem jednym tchem i wbrew mej konsternacji wobec ilości detali zawartych w opisach (w życiu nie przyszło mi do głowy fotografować samolotu czy szukać jego rejestracji - nawet nie wiedziałem, że takowe istnieją tak na dobrą sprawę!) bardzo pomoże mi ona w planowaniu tygodniowego objazdu Islandii. W przypadku naszej grupy głównym celem mają być zorze polarne, toteż podróż odbędzie się na znacznie mniej nasłonecznionym przełomie października i listopada, jednakowoż wiele informacji jest tu naprawdę uniwersalnych, za co dziękuję. Zdjęcia niewątpliwie robią wrażenia.Pozdrawiam.
To droga nr 1 głównie jest, więc raczej nie powinno być problemu.Ja w lipcu objechałam zachodnie fiordy osobówką. Klekotało przeraźliwie na gravel road, ale da się i to zrobić.Dodam, że szyba oberwała na drodze nr 1 właśnie, pięknej asfaltowej. Nie na gravel. Islandia jest nieprzewidywalna
;)
Ja właśnie chce jechać drogą nr 1 ale nie wykluczam jakichś zjazdów jeśli jakieś miejsce nas zainteresuje. Z jakiej wypożyczalni miałaś samochód? Myślałem o economycarrentals com bo mają dobre ceny ale nie wiem właśnie jak to wychodzi z ubezpieczeniem. Czy Collision Damage Waiver i Third party insurance obejmuje ubezpieczenie przedniej szyby? Czy trzeba to osobno domówić? Bo w formularzu nie ma takiej opcji.pozdrawiam
Samochód miałam rezerwowany przez economycarrentals właśnie bo cenowo wyszło przyzwoicie. Na miejscu okazało się, że wypożyczalnia to niejakie Hasso. Na miejscu wykupiliśmy dodatkowo cdw + gravel protection + front screen (front screen z 15% wkładem własnym). To skomplikowana sytuacja była. Był spory odprysk na szybie.Pobrali nam z karty całość za szybę pomimo ubezpieczenia. Powiedzieli ze oddadzą po wycenie...Faktycznie zwrócili najpierw 85% bo niby 15% wkładu było nasze. Ale my się z nimi kłóciliśmy, że mamy wykupione gravel i na ich stronie było wyraźnie napisane, że to ubezpieczenie obejmuje uszkodzenia również przedniej szyby w całości. Oddali nam w końcu całość, ale były nerwy, stres i dużo pisania do nich i pośrednika. Oczywiście ze swojej strony od razu usunęli informację, że to ubezpieczenie pokrywa przednią szybę. Jak zwykle jest tak, że dopóki nie ma problemu to wszystko jest fajnie, ale jak tylko coś się pojawia to od razu wypożyczalnia zmienia twarz.Ach i w zasadzie przy opcji zamawiania auta przez pośrednika wybrałam opcję ZERO Deductible (refundable) i to chyba nas uratowało jakoś.Moja rada - czytać dokładnie co się podpisuje i upewniać się.
drink_, tak! Ja z tego co pamiętam pokonywałem tę trasę właśnie w czerwcu
:)economycarrentals to tylko pośrednik. Ubezpieczenie lepiej zapłacić na miejscu w firmie z której faktycznie bierzesz samochód, bo jak się ubezpieczysz u pośrednika to firma najpierw w razie czego zabierze Ci kasę z karty, a później będziesz musiał walczyć o odzyskanie tego u pośrednika. Zerknij bezpośrednio na Geysir i Blue Car Rental. Tak jak pisałem - warto się ubezpieczyć na wszystko łącznie z popiołem.
Cześć. Na wstępie gratuluje fantastycznej relacji. Czyta się jak marzenie
:)Chciałabym zapytać Ciebie tygrysm i ewentualnie innych, którzy już byli na Islandii - jak rozwiązaliście sprawę z dodatkowymi ubezpieczeniami samochodu? Dzwoniłam do kilku firm (Europcar, Avis, Budget) i nie oferują czegoś takiego, jak ubezpieczenie "od żwiru" czyli od szkód wywołanych odpryskami kamyków.My rozważamy wypożyczenie VW Polo lub czegoś podobnego, czyli klasa N. W Avis jest Sand&Ash protection za 1100 ISK za dzień albo Super-Casco znoszące udział w szkodzie do 25 000 ISK za 2300 ISK na dzień, ale to ciągle nie załatwia uszkodzenia lakieru przez kamyki.W Europcar możliwe jest tylko 1 ubezpieczenie - znosi udział w szkodzie do 164 euro za ok. 89 euro za tydzień (czy szkoda to tylko kolizja czy obicie przez kamyki?)W Budget też udział własny tylko zmniejszają.Znalazłam jeszcze ofertę wynajmu - bez żadnego ubezpieczenia na miejscu, ale przez pośrednika DigiCar, gdzie wykupuje się polskie ubezpieczenia AXA za 150 zł na tydzień i ono pokrywa szkody na szybach, dachu, karoserii, oponach itd. Czy ktoś z Was może coś na ten temat powiedzieć?Z góry bardzo dziękuję
:)
Cześć @jo_annprzepraszam, że dopiero teraz Ci odpisuję. Spróbuj poszukać w jakiejś typowo islandzkiej wypożyczalni. Ja bardzo polecam http://www.bluecarrental.is/ którzy mają nawet ubezpieczenie od wpływu popiołu na samochód i jak się okazało przydało nam się.Pozdrawiam,tygrysm
:-)
100 metrów szerokości, 45 metrów spadku, ale to nie są najistotniejsze "wymiary" Dettifossa. Woodospad ten znany jest z największej energii w Europie. W każdej sekundzie spada z niego średnio 193 metrów sześciennych wody. Dla uzmysłowienia sobie rozmiaru wodospadu, zerknijcie na ludzi stojących na skałach po lewej stronie:
Zdjęcia zdjęciami, ale niewiele one pokazują przy tym:
http://www.youtube.com/watch?v=MG9aLQAG1Cs
Możecie zapytać czemu twierdzę, że z drugiej strony jest gorszy widok na wodospad. Ano dlatego:
...może być tam trochę bardziej mokro.
Jedziemy dalej obwodnicą w kierunku Egilsstaðir, nieopodal którego mamy kolejny nocleg. Droga po raz kolejny zmienia swój klimat. Pojawiają się jeziora wytopiskowe, rzeki zasilane lodowcami i śnieg. Czuć, że zbliżają się lodowce... Zdjęcia nie do końca oddają piękno tej okolicy.
Pełną panoramę możecie obejrzeć tutaj - uwaga, duży plik: https://www.dropbox.com/s/7foxaaoyzznhc ... norama.tif
Jak to pięknie ujął jeden z przewodników - większość przydrożnych siklaw (ja bym nie użył tego słowa, to tylko cytat ;-) ) w każdym innym kraju było by wielkimi atrakcjami turystycznymi, tutaj są zwykłym elementem krajobrazu. Oto jeden z takich wodospadów:
Przejeżdżamy przez Egilsstaðir, miasto w którym wg. przewodnika "całe życie kręci się wokół stacji benzynowej Esso" (której to nie udało nam się znaleźć ;-) i kawałek dalej nocujemy w Stora, gdzie czeka na nas taki oto domek:
Na zewnątrz się rozwiało, a prysznic był w oddzielnym domku prysznicowym, więc wycieczki tam w pidżamie były wyjątkowo ekscytujące ;) Swoją drogą jeśli zastanawialiście się jak na Islandii wygląda noc w czerwcu, to wygląda tak:
Ale zdziwilibyście się jak szybko można do tego przywyknąć :)
Dzień 4
Dzisiejszy dzień traktowaliśmy jako typowy dzień na przemieszczenie się z punktu A do B, gdzie punkt B to Hofn, miasteczko rybackie na południowo-wschodnim rogu wyspy. Tak myśleliśmy, zanim nie wyruszyliśmy... nasza gospodyni w Stora uprzedziła nas, że przed nami jej drugi ulubiony widokowo fragment Islandii po tym, który przejechaliśmy dzień wcześniej. Do wyboru są dwie drogi - drogą numer 1, która wiedzie przez góry, albo powrót do Egilsstaðir i wjazd na wiodącą wzdłuż wybrzeża drogę 92/96. Oto plan na dziś wg. Google Maps:
Zapytaliśmy przed wyjazdem naszą gospodynię która droga jest ciekawsza i ta nie mogła się zdecydować - powiediała jednak, że jazda obwodnicą na tym odcinku potrafi być trudna, bo często jedzie się w chmurach i widoczność jest ograniczona do kilku metrów przed maską samochodu. My jednak i tak nastawialiśmy się na nieco dłuższą drogę wzdłuż wody. Żeby jednak do niej dotrzeć należy i tak przejechać przez góry, a te są po prostu piękne:
Wzdłuż drogi porozstawiane są przypomnienia, że dodatkowa przyczepność jest niezbędna w górach, bo droga potrafi być stroma.
I w końcu dojeżdżamy do wybrzeża, i to jakiego wybrzeża ;-)
Pamiętacie o zwierzętach na drodze? ;) Niestety, my nie trafiliśmy na renifery, ale muszą gdzieś być w tej okolicy...
Ze względów widokowych decydujemy się podjechać do Eskifjorður - nieco ponad tysięcznej miejscowości do której prowadzi droga z takimi oto widokami:
Samo miasteczko jest położone niemniej malowniczo - bowiem co może być bardziej islandzkiego niż wodospad w centrum miasta?
W mieście chcieliśmy pójść do lokalnego muzeum morskiego, to jednak otwarte jest dopiero od 14:00, więc obeszliśmy się zdjęciem z zewnątrz:
Na Islandii godziny otwarcia różnych atrakcji są bardzo dziwnie dobrane. Większość muzeów w lato otwieranych jest po południu i otwarte są do wieczora. Restauracje są otwierane tylko na serwis lunchowy i kolację. Tą ostatnią je się na Islandii o 19.00. Należy także uważać na godziny meldowania się w obiektach, a zwłaszcza w pensjonatach, bowiem te potrafią się bardzo różnić od siebie. W zdecydowanej większości przypadków obsługa nie jest całodobowa, więc trzeba być na miejscu do 21.00-22.00, mimo że jasność zachęca do dalszego zwiedzania.
Jedziemy dalej wzdłuż wybrzeża przejeżdżając przez mierzący 5900 metrów, otwarty w 2005 roku tunel Fáskrúðsfjörður. Jadąc tędy pamiętajcie, że wewnątrz znajduje się fotoradar, więc noga z gazu. Co ciekawe, przez tunel przejeżdża tylko 500 samochodów dziennie - to daje obraz o wielkości ruchu w tej części wyspy.
Kolejna porcja przydrożnych widoków:
Po drodze mijamy jedną z licznych stadnin koni islandzkich, a w zasadzie kuców.
Konie te mimo, że małe są wyjątkowo wytrzymałe i są znane z długiego życia. Dzięki prawnej ochronie (do Islandii nie można sprowadzać koni, a koń który opuścił kraj nie może do niego już wrócić) oraz niewielkiej ilości chorób, konie te są wyjątkowo czystej krwii.
Oprócz stępu, kłusu i galopu, konie te potrafią także wykonywać dwa inne rodzaje chodu. Rasa ta jest popularna nie tylko na Islandii, ale najlepsze okazy zostają właśnie tutaj.
Jedziemy dalej ;)
Jeśli macie ochotę, po drodze w mieście Stöðvarfirði znajduje się ponoć jedna z największych atrakcji w tej części Islandii - Petra's Stone Collection. Szczerze mówiąc... odpuściliśmy sobie ;)
Przed samym Höfn dojeżdżamy do Hvalnes z piękną czarną mierzeją-plażą. Chodząc po plaży należy uważać, by nie zadeptać roślinności, która tu występuje, gdyż część z tutejszej flory jest unikalna.
Na koniec dnia dojeżdżamy do Höfn, małej lecz popularnej wśród turystów miejscowości rybackiej na wybrzeżu. Stwierdziliśmy, że zaszalejemy i udamy się do restauracji. Nasza gospodyni w pensjonacie w którym dziś mieszkamy powiedziała nam, żeby się udać do mieszczącej się w samym porcie restauracji Pakkhus:
Lokalna kuchnia opiera się oczywiście na daniach morskich, a samo Höfn znane jest z połowu homarów. Nie zostało mi więc nic tylko zacisnąć zęby (patrząc na cenę ;) ) i zamówić takowego. Dałbym głowę, że ten homar (lobster), bardziej przypomina langustynki, ale co tam - i tak było pyszne:
Dziewczyny zdecydowały się na jagnięcinę (widać na górze powyższego zdjęcia). Oba dania były przepyszne! Jak szaleć to szaleć - zdecydowaliśmy się, że idziemy po całości i bierzemy deser. Najciekawsza opcja w menu to wulkaniczny skyr:
W oczekiwaniu na deser wyjaśnienie co to ten skyr. Skyr to coś pomiędzy jogurtem, a serkiem homogenizowanym. Jest to tradycyjny produkt islandzki i można go tu spotkać wszędzie w wersji przemysłowej. My jednak dostajemy wersję "pro" :) Z resztą sami popatrzcie - zgodnie z zapowiedzią... wulkan:
Cały strzelał! Maliny zostały przygotowane w taki sposób, że strzelały w ustach, te kawałki "skały" to tak na prawdę bezy, skyr jest lekko kwaskowaty - idealny deser! Warto tu wpaść tylko dla tego deseru. Na prawdę polecam! :) Za cały obiad zapłaciłem około 7500 koron, czyli około 215 zł. Drogo, ale tu wszystkie restauracje tyle kosztują.
Z innych propozycji naszej pani gospodyni warto iść do baru na wprost Pakkhusa jeśli ktoś ma mniejszy budżet. Należy natomiast unikać znajdującej się w każdym przewodniku restauracji Vikin, która ponoć jest drogą pułapką na turystów.
Po obiedzie udaliśmy się jeszcze krótki spacerek po miasteczku. W przewodniku była informacja o znajdującym się tu muzeum lodowców, jednak w informacji turystycznej okazało się, że to jest już nieczynne od dwóch lat. Idziemy więc wzdłuż wybrzeża...
Po drodze mijamy typowe islandzkie ptactwo... nie wiem co to za gatunek, ale wiem że nadwyraz często stoi na asfalcie i ucieka samochodom spod kół w ostatnim momencie ;)
Jednak zdecydowanie najpopularniejsza jest rybitwa popielata. Ptaki te potrafią być bardzo agresywne i atakują przechodzących ludzi nurkując na nich, jednak nie są odważne na tyle by do nich dolecieć. Tę sfotografowałem gdy zasadzała się na mnie:
Hofn znane jest także z widoków na pobliskie jęzory lodowca Vatnajökull. Ewidentnie wkraczamy w krainę lodowców górkich:
Późno już, więc wracamy do naszego pensjonatu w farmie Dynjandi, znajdującej się niedaleko Hofn.
Z ciekawostek dotyczących naszej farmy:
- całość wody z której korzysta farma pochodzi z wodospadu znajdującego się za farmą
- teren na którym leży farma podwyższa się w tempie 2 cm na rok
- jest to jeden z pierwszych budynków w okolicy, któremu dostarczono prąd. Dziś wiele farm ma własne małe elektrownie wodne lub wiatrowe, a nadmiar produkcji prądu sprzedają do krajowej sieci elektrycznej.
Dzień 5
Dziś dzień lodowców :) Jedziemy dalej na zachód.
Po 50 minutach jazdy od Hofn jesteśmy w najbardziej znanej na Islandii lagunie lodowej - Jökulsárlón. Jezioro powstało w skutek cofania się lodowca Breiðamerkurjökull znad wybrzeża Oceanu Atlantyckiego. Dzięki mierzei oddzielającej je od Atlantyku pływają na nim niezliczone góry lodowe. Według ostatnich pomiarów jest to najgłębsze jezioro na Islandii mierzy ono 248 metrów głębokości. Uważane jest za jeden z naturalnych cudów Islandii. Z resztą sami popatrzcie:
Pełna panorama dostępna jest tu (uwaga, duży plik!): https://www.dropbox.com/s/ipfonb1naii9n ... norama.tif
Jezioro można obejrzeć na trzy sposoby: ograniczyć się do obejrzenia jeziora spod parkingu (nie polecam ;) ), skorzystania z 45-minutowej, kosztującej 4000 koron (115 PLN) przejażdżki amfibią taką jak ta...
...lub skorzystania z Zodiac Boat Tour, którzy oferują godzinną wycieczkę pontonem pod czoło lodowca, uważaną za najlepszą atrakcję Islandii wg. Tripadvisor. Ta opcja kosztuje 6500 ISK, czyli 190 PLN i to na nią się zdecydowaliśmy. Warto jednak dokonać rezerwacji miejsca na łodzi przez Internet, gdyż gdy przyjechaliśmy rano na miejsce, nie było już wolnych miejsc do końca dnia. Za rezerwację online płaci się i tak po przybyciu do bazy Zodiac Boat Tour. W oczekiwaniu na godzinę wypłynięcia naszej łodzi zrobiłem jeszcze kilka zdjęć ;)
Z resztą nie tylko ja ;)